ANNA
Rozebrałam
się i przewiesiłam ubranie przez parawan stojący obok wanny. Weszłam do niej i zanurzyłam się aż po samą szyję w gorącym
mleku. Kai jak zwykle pamiętał, by na jego powierzchni unosiły się kwiaty
ciemnoczerwonych róży. Tak jak lubiłam. Długie włosy opadały mi na piersi
zasłaniając je. Oparłam wygodnie ręce na brzegach wanny i starałam się
wyregulować oddech, który był nieregularnie przyspieszony po walce z matką.
-I jak?
-Spadaj,
Kai. –burknęłam zamykając oczy. Usłyszałam jak przysuwa taboret do wanny i
wygodnie się na nim usadawia. Ciężko wypuściłam powietrze i się lekko skręciłam
z bólu. Matka zraniła mnie w ramię. Teraz ciasno owinięte w kawałek jakiejś
szmatki szczypało drobinkami bólu. Starałam się nie zwracać na to uwagi, więc
skupiłam się na chłopaku.
-Powiedziałam
ci, żebyś się wynosił, Kai. Głuchy jesteś? –warknęłam.
-A ty
ślepa?
Uniosłam
za pomocą mocy, trochę mleka z wanny i ochlapałam go. Zaśmiał się i rozwiązał
poplamioną krwią szmatkę na moim ramieniu. Otworzyłam oczy i usiadłam.
Cieszyłam się, że mleka jest tak dużo, zakrywało całe moje ciało nawet, gdy nie
leżałam. Kai przyjrzał się ranie. Dotknął. Z trudem się powstrzymałam żeby nie
syknąć. Na szczęście udało mi się zachować kamienną twarz, jak zawsze.
-Boli?
-Nie,
łaskocze! –warknęłam przez zęby, gdy nacisnął na skrzep zastygłej krwi.
-Przy
mnie nie musisz udawać, Anno. Nie rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz.
Mogłabyś przecież być sobą.
-Jestem
sobą, Kai.
-Nieprawda.
Widziałem cię jak zabijałaś tego chłopaka. Nie zrobiłaś tego od razu, czekałaś.
-Och,
Kai. Czy ty nic nie rozumiesz? To był
rytuał. Musiałam go rozkochać, uspokoić i zabić.
-Miałaś
jakieś l u d z k i e odczucia co do tego, znam cię i widziałem.
-Kai,
czy ty nigdy się nie zastanawiałeś, jaka jest moja m o c?
Uniosłam
się do pozycji pół stojącej, by być
wyżej niż głowa chłopaka. Mocą przywołałam jednego szczura, potem kolejne.
Zaczęły wskakiwać na brzegi wanny i tryskać krwią, która barwiła mleko. Robiłam
to tak długo aż czerwień wypełniła naczynie. Wtedy zmusiłam, ciała by opadły
jedno na drugie, w stosik tuż pod stopami chłopaka.
-Kai, ja
potrafię zabijać.
Mogę słowem, czarem
A jeśli to nie pomoże
Zawsze ostrze przetnie serca
Linię –zanuciłam fragment pieśni z
Księgi Przepowiedni i Mocy. Opadłam na dno wanny topiąc w jej wnętrzu całe
ciało aż po szyję.
-Przecież
nic mi nie zrobisz, Anno. –prychnął.
-Skąd ta
pewność? Jesteś aż tak pewny, że jesteś tu bezpieczny?
-Aż za
bardzo. –mruknął cicho.
-Wyrzuć
te szczury później.
-Nie
rozumiem, dlaczego ciągle masz tak umalowaną twarz. Jeżeli ubierasz suknię z
dekoltem, malujesz sobie jakimś dziadostwem skórę. Dlaczego? To ma związek z
mocą?
-Nie
pomyślałeś nigdy, że makijaż zakrywa to, czego nie chcesz pokazać? Tuszuje
niedoskonałości?
Nachylił
się nade mną.
-Myślę,
że nie masz niedoskonałości. Ale wiem też, że nie da się dobrze umyć, jeżeli
nie zmyje się twarzy. Możesz mi zaufać, Anno. Pokaż mi swoje oblicze.
-Czemu
ci tak na tym zależy, Kai?
-Gdy się
tu znalazłem, miałem zaledwie siedem lat. Musiałem tu być z przymusu. Twoja
matka i ojciec nie pozwolili mi wrócić do domu. Starałem się uciec, ale
zagrozili, że zabiją moich rodziców. Gdy widzieli, że to nie skutkuje…
pozbawili ich życia na moich oczach. W końcu zostałem z własnej woli. Służyłem
im przez trzy lata, żyjąc w gniewie. W końcu i on opadł. Dojrzałem ciebie i
uświadomiłem sobie, że niektórzy mają się gorzej niż ja, a nawet nie są tego
świadomi. Byłaś niesamowicie przywiązana do ojca, do matki też, ale mniej, a
może się mylę? W końcu on zmarł. Byłaś załamana, ale… szybko wzięłaś się w
garść. Tak przynajmniej to wyglądało, ale w rzeczywistości pozostałaś delikatną
i wrażliwą dziewczyną, którą pamiętałem, gdy była jeszcze mała. Od tego czasu przestałaś okazywać emocje.
Nikt nie zna cię tak jak ja. Widzę, że tęsknisz za ojcem. Nadal wypełnia cię
chęć przytulenia się do kogoś, wypłakania się i wreszcie pogodzenia się z jego
odejściem. Wydajesz się być bezwzględna, ale taka nie jesteś. Może trochę, ale
nie do końca. Jesteś czującą osobą.
-Po co
mi to mówisz, Kai? Czego ode mnie chcesz?
Zamknęłam
oczy i zanurzyłam głowę, całą twarz. Gdy zmyłam z siebie cały makijaż,
wynurzyłam się.
-I co?
Co powiesz, Kai? –zwróciłam się do niego. Przyglądał mi się jakiś czas, potem
wyciągnął rękę chcąc dotknął mojej twarzy. Zaskoczona tym gestem szybko
odsunęłam się do tyłu. Przybliżył się i przejechał opuszkami palców po bliźnie
na moim policzku. Wzdrygnęłam się.
-Cicho.
–zamruczał i zaczął głaskać.
-Co
robisz? –zapytałam rozpaczliwie. –Przestań! Odejdź! Wynoś się! –próbowałam
krzyczeć.
-Nie.
–szepnął bardzo cicho i z powrotem usiadł na taborecie. Zaczęłam ciężko
oddychać. Zapomniałam o ranie na ramieniu, która zdążyła się już zagoić.
Osiągnął to, co zamierzał, więc teraz mógł już tylko czekać. Niemal bolało mnie
to jak dobrze mnie znał. Wynurzyłam się z wody do połowy i nie bacząc na to, że
jestem naga, wyciągnęłam ręce i objęłam chłopaka. Przytulił mnie, chwycił i
wyciągnął z wanny. Wcześniej jeszcze ściągnął z siebie bluzę i zarzucił na moje
ramiona. Jego dłonie dotknęły moich pośladków.
-Ej!
Zrobiłeś to specjalnie żeby mnie pomacać po tyłku! –oderwałam się od niego, zapięłam
bluzę pod samą szyję i wyszłam z łazienki prosto do swojego pokoju. Położyłam
się na plecach na skórze obok kominka. Kai wiedział, że lubię w ten sposób
suszyć się po kąpieli. Długo nie musiałam czekać aż sam przyszedł i usiadł obok
mnie.
-Czego
ode mnie chcesz nikczemny sługo? –prychnęłam. –Po co mi to wszystko
powiedziałeś i co zamierzałeś mi prze to przekazać?
-Że cię
kocham, Anno. –powiedział aż poczułam jego oddech na piersi. Usiadłam. I
uderzyłam go z całych ( może nie całych, zostawiłam sobie trochę rezerwy) sił w
policzek.
-Wynoś
się stąd, dupku. W tej. Chwili. –zachrypiałam patrząc mu prosto w twarz.
Kai
milczał przez dobrą chwilę. Nagle nachylił się nade mną, ujął moją głowę i
delikatnie, ale namiętnie pocałował usta. Nie spodziewałam się tego, więc nie
zareagowałam od razu. Zszokowana. Że to zrobił. Chłopak odsunął się powoli.
-Zawsze
chciałem spróbować twoich ust.
Opadłam
na ziemię nie mając ochoty się podnosić. Chcąc się jeszcze trochę wysuszyć,
rozpięłam bluzę do połowy. Przypominając sobie, co bym wtedy odkryła, szybko ją
zapięłam. Kai zauważył, że coś ukrywam. Wiedziałam, że nie odpuści mi.
-Mogę
zobaczyć?
-A co?
Zawsze chciałeś zobaczyć? –prychnęłam. –Może nie chcę żebyś widział, nie
pomyślałeś?
-Myślę,
że pasuje ci ta blizna na policzku. –zaczął z innej strony. –Nadaje twojej
twarzy delikatności, nie wydajesz się być przez to taka surowa.
-Myślisz,
że to ci jakoś pomoże? Mam bliznę w kształcie serca na policzku. Ty uważasz, że
z nią wyglądam na taką, którą można lekceważyć, na słabą, na miękką. A wyobraź
sobie, że wolałabym uchodzić za twardą, więc będę ją zakrywać i basta, a tobie
nic do tego. Nie wiem, co sobie myślisz, czy że jak mi będziesz nie wiadomo
jakie bzdety opowiadać, że co? Chcesz sobie popatrzeć, tak? Pooglądaj sobie w
Internecie porno albo wynajmij sobie dziwkę żeby ci pokazała. –zawarczałam. –A
teraz. S p a d a j.
-Przykro
mi, Anno. Myliłem się. Jesteś bez serca i nie masz taktu. Nigdy nie myślałem,
że możesz mnie aż tak potraktować. Może mnie od razu zabijesz, co? Jaki to
wszystko w ogóle ma sens? Nie wierzysz mi, więc co mam zrobić? Naprawdę
myślisz, że mógłbym cię okłamać? Jaki to by miało sens twoim zdaniem? Powiedz.
Jaki?
-To
brzmi jakbyś mówił…
-Nie!
Nie chcę słyszeć jak mówisz cokolwiek więcej. Odchodzę. Teraz. Na zawsze.
Znajdź sobie nowego służącego. Nie ma sensu bym tu dłużej był skoro…
-Nie,
Kai. Powiedz, czego dokładnie chcesz? Uważasz, że mam tam… bombę czy coś?
Chcesz bluzę? Jesteś spragniony widoku nagiego kobiecego ciała?
-Chcę
żebyś mi zaufała i ulżyła sobie.
-Myślisz,
że cierpię? –zapytałam podchodząc do swojego łoża, zrzucając na ziemię bluzę i
kładąc się na brzuchu. Przykryłam się do połowy, bo nie było mi zimno.
-Tak.
–powiedział kładąc się obok mnie. Zaległa między nami cisza podczas, której
zaczęłam odczuwać ból kręgosłupa. Kai zauważył jak się skrzywiłam, przysunął
się bliżej i zaczął masować odkrytą skórę.
-Na
lewej piersi też mam bliznę, ale już nie taką… słodką jak ta na policzku.
–zaczęłam sama nie wiem, dlaczego. –By przekląć mnie jak i Ksennę, matka wyryła
nam runy, chciała nas zabić, ale byłyśmy zbyt silne, więc spadła na nas tylko
klątwa.
Odwróciłam
się do chłopaka i zasłaniając poduszką prawą pierś, pokazałam blizny na tej
drugiej.
-To runa
śmierci. –Przejechałam po niej palcem. –A ta przemiany. Zofia i Ksenna też
takie mają…
-Nie
wiedziałem. –szepnął, gdy znów położyłam się na łóżku.
-Skąd
mogłeś wiedzieć? Nie chciałam żeby były widoczne. Wolę gdy nikt o nich nie wie.
Wiem –uśmiechnęłam się. –to brzmi absurdalnie, bo w zamku mieszka tylko kilka
osób. Wcześniej wiedziała tylko moja siostra, teraz wiesz też ty. Zofia jest na
razie tego nieświadoma, ale szybko się pewnie dowie…
Kai
położył się tuż obok mnie i zaczął głaskać po plecach.
-Nie
jesteś sama, Anno. –poczułam jego oddech na nagiej skórze.
-Mówiłeś…
prawdę?
-Tak.
Kocham cię już od… dawna, ale nigdy nie miałem w sobie na tyle odwagi, by ci
powiedzieć. Bałem się tego jak zareagujesz.
-Przemienisz
się tej nocy. –stwierdziłam.
-Ale
jeszcze nie teraz.
Położyłam
się na jego klatce piersiowej. Przykrył mnie kołdrą i złożył pocałunek na nagim
ramieniu.
-Powinnam
się bać, gdy zobaczę w swoim łóżku wilka?
Nie
wiedziałam czy, gdy Kai jest przemieniony, myśli jasno. Mógł być zwierzęciem w
większej części, a wtedy mogłam być zagrożona. Mógł mnie zabić. Nieświadomie.
-Zmienię
się pewnie podczas snu. Nie bój się. Nic ci nie zrobię.
-Gdy nie
jesteś… człowiekiem… myślisz jak wilk?
-Trochę
tak, ale nadal jestem człowiekiem. Mam wilcze instynkty, ale potrafię nad nimi
panować. Nie musisz się bać, Anno.
-W takim
razie… dobranoc, Kai.
-Śpij
słodko, Anno.
Otworzyłam
oczy czując ruch. Kołdra była rozkopana. Leżałam na krańcu łoża. Po drugiej
stronie spał wielki czarny wilk. Jego pierś spokojnie podnosiła się i opadała. Nie
miałam pojęcia, kiedy Kai znów będzie człowiekiem, ale miałam nadzieję, że gdy
nadejdzie ranek, zobaczę człowieka.
Przytuliłam
się do wilka, okrywając nas kołdrą i zapadłam w sen pełen wspomnień.