czwartek, 20 lutego 2014

Żółte wody. Niech miecze w ogniu walki pozostaną skąpane part 2

Wie, wiem... minęło bardzo dużo czasu od dodatnia pierwszej części tej historii, ale właśnie dzisiaj udaje mi się dobrać do dalszych jej fragmentów. Może krótko teraz, ale następnym razem będzie więcej...

Teraz


Chłopak nie mógł już dalej iść, ale nie mógł też przystanąć i polec. Z rosnącym bólem w lewej nodze stawiał dzielnie kroki ku rzece, której szum było już słychać od dobrych kilku metrów. W otaczającym go lesie śpiewały ptaki, starał się zatopić w ich pieśni zapominając o ogniu palącym jego skórę, ale nie było to takie proste jakby się wydawało na pierwszy rzut oka. Nie mógł całkowicie ignorować zmysłów, przez co był skazany na cierpienie. Syknął, gdy noga mu zdrętwiała, powoli przestawał ją w ogóle czuć, ale przyzwyczaił się do myśli, że kiedyś straci ją na zawsze, a wtedy nie będzie w stanie odczuć jej istnienia. Jednak teraz była mu potrzebna, tylko na tak niewielki skrawek czasu. Aż dotrze do Lucy. Nie miał pojęcia jak długo to będzie trwało i czy mu się uda, ale nie chciał tracić nadziei i poddawać się zaraz na początku. Wiedział, że jeżeli nie spróbuje, nie będzie miał przed sobą świadomości, że próbował. Będzie wtedy pusty, szansa zostanie wtedy zaprzepaszczona i zawładną nim wyrzuty sumienia, że nawet nie spróbował dosięgnąć niemożliwego. Zmusił się żeby dowlec się do wody. Miał dwa bukłaki, które trzeba było napełnić zanim uda się w podróż. Orientacja w terenie nie była jego mocną stroną. Wiedział jednak, że rzeka płynie cały czas prosto. Jeżeli pójdzie cały czas wzdłuż, będzie miał pewność, że podąża we właściwym kierunku.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Maskarada

W piątek byłam w teatrze Słowackiego w Krakowie na "Maskaradzie", więc postanawiam się podzielić moimi przemyśleniami na temat tego przedsięwzięcia ;).
Opinię dodałabym wcześniej jednakże do domu wróciłam dopiero w sobotę nad ranem, a w weekend nie miałam czasu by coś więcej napisać, bo pisałam inne wypracowania z języka polskiego i WOKu.


Wchodząc do teatru zostajemy delikatnie „dotknięci” przez myśl, że cokolwiek zobaczymy- zapadnie nam w pamięci i będziemy to wspominać.
W środku budynek zaczyna budzić coraz większą ciekawość. 
Przekraczając próg miałam wrażenie jakbym po drugiej stronie odnalazła się, ale w innym czasie. Ubrana w długą pastelową suknię z gorsetem, mknęłam do drzwi z numerem 6. Otwierając je uświadomiłam sobie, że XXI wiek został gdzieś daleko. Wiszące na ściance owalne lustro ze zdobioną ramą tylko mnie utwierdzało w tym przekonaniu.
Zdejmując płaszcz i wieszając go na wieszaku, cały czas starałam się objąć wzrokiem wszystko, co przede mną, obok mnie. Chciałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Ścianki czy krzesła wyłożone czerwonym materiałem. Niesamowicie pomalowany sufit. I ci wszyscy ludzie równie zapatrzeni w architekturę jak ja.
Wtem nastała ciemność.
Nienasycona napawaniem się i chłonięciem zdobień i wszystkiego dookoła, próbowałam w mroku ujrzeć choćby najmniejszy fragment sufitu. 
Rozbrzmiała muzyka, nadszedł czas, by wskoczyć na dłużej do przeszłości. Na scenie pojawili się mężczyźni i kobiety. Rozpoczęli swój taniec. Zachwycona muzyką, zastanawiałam się, co widzę i o czym będzie spektakl. Pierwszych kilka minut nie dało mi odpowiedzi na to pytanie, więc moja ciekawość zaczęła momentalnie wzrastać.
Akcja zaczyna się rozwijać, ale gdy widz zostaje przez nią wciągnięty pojawia się antrakt.
Sztuka nie należy do banalnych, przez to na początku trzeba się skupić. Potem jednak nie myślimy już o tym, co wcześniej odwracało naszą uwagę, lecz z całego serca pragniemy wtopić się w akcję spektaklu.

Myślę, że to naprawdę udany wyjazd do teatru.
Cieszę się, że odkryłam miejsce, gdzie przez chociaż kilka godzin mogę się poczuć jakbym była w innej epoce.

niedziela, 16 lutego 2014

Miłość rozkruszyła nawet boga...

Głowa oddzielona od ciała, a w oczodołach pustka. 
Eros, skrzydlaty bóg miłości i namiętności leży powalony na ziemię. Dlaczego? Wielki został ugodzony i rozdarty? Co go rozerwało? 
Wcześniej przedstawiany jako nieśmiertelny, przez Mitoraja zostaje pokonany. 
Rzeźbiarz chce coś powiedzieć przez swoje dzieło, do nas należy odczytanie tej wiadomości. Nikt nie jest niepokonany, nawet sami bogowie. Nikt nie może z nią wygrać, gdy zostanie ugodzony jej strzałą. 
Miłość. Potrafi być piękna, namiętna i pełna obietnic. Ale ma też swoją drugą stronę. Eros mimo iż jest jej bogiem, został trafiony jest strzałą. Doznał szczęścia, a potem doświadczył zdradliwości swych uczuć. Wielki, ale co z tego skoro ona wygrała?
Eros ukazuje się nam poprzez rzeźbę jako bardziej ludzki niż byśmy się mogli spodziewać. Jego własna broń, miłosna strzała dotknęła swego pana. Rozdarty został przedstawiony przez Mitoraja. Uczłowieczony bóg pokonany przez miłość.
Zakochani zapominamy o wielu rzeczach, nie zauważamy nawet, gdy je tracimy.  Jednak ona się kiedyś kończy, a wtedy ból i pusta zaczynają nas zżerać.  Gubimy po kolei części siebie, tak jak Eros Mitoraja.  Nasze życie zaczyna się przemieniać w bezdenną otchłań pustki. Patrzymy, szukamy, staramy się wypatrzeć strzał miłości, chociaż wiemy, że ich już dla nas nie ma. Mimo to, chcemy odnaleźć to szczęśliwe zakończenie. Robimy się ślepi na wszystko inne, bo chcemy tylko jej, tej jednej jedynej strzały, która nas ugodzi i zabierze w krainę namiętności. Wiemy, że to się nie stanie, ale wypłakujemy oczy za tym wszystkim, co się już nie zdarzy. Nasza twarz traci swój wyraz, bez uśmiechu, bez radości.
Kraków, Rynek Główny - Igor Mitoraj: "Eros Tied" ("Eros spętany")Erosa spotkało to samo. On nie ma jednego ciała, rozbity przez swoją miłosną strzałę. 
Idealny bóg stał się kruchy niczym dużo słabszy od niego człowiek. Ratuje się dwoma paskami materiału związując sobie twarz, by i ona się nie rozpadła.
Nie ma już oczu, puste oczodoły nadal łakną strzały, która nie zostanie z łuku wystrzelona. 
Bóg w rozsypce. 
Nie tak silny jak się człowiekowi wydaje.
Myślę, że owa fragmentaryczność i celowe uszkodzenie rzeźb ma zasugerować odbiorcy, że nikt nie jest idealny, nawet greccy bogowie. 
Nikt nie może uciec przed silnym uczuciem, każdego kiedyś dotknie strzała Erosa. 
Na początku poznamy jej dobre strony, a potem ona nas zostawi byśmy się rozpadali jak jej władca.