Ostatnio przeglądałam stertę różnych kartek i bloków, a tam znalazłam... opowiadanie, o którym już dawno zapomniałam...
Chciałem być
jej uśmiechem. Być przyczyną uśmiechu na jej pięknej twarzy. Szkoda tylko, że
nikt nie wiedział jaka była piękna. Potocznie uważana za ponurą, tylko ja
widziałem gdy się uśmiechała. Nikt inny. Wszyscy myślą, że potrafi być tylko
ponura, smutna i przygnębiona. Owszem, zdarza jej się śmiać lub uśmiechać, a
oni widzą ten wyraz twarzy. Ale tylko ja wiem i widzę jak nieszczery potrafi
być ten uśmiech. Oczy bez wyrazu przepełnione smutkiem i promieniujące
nieustannym bólem. Odtrąca każdego, kto się do niej zbliży. W tym i mnie.
Gdybyśmy byli razem, widywalibyśmy się częściej, ale nie jesteśmy. Jesteśmy, (a
może byliśmy?) przyjaciółmi. Unika mnie, unika wszystkiego, co wiąże ją z
przeszłością.
Kiedyś taka
nie była. Jakiś czas temu zmarła jej babcia. I to wtedy Maja się zmieniła.
Stała się kimś zupełnie innym. A przynajmniej tak stara się ukazać światu. W
rzeczywistości, w głębi jest tą samą osobą jaką była wcześniej, ale zranioną.
Uważa, że emocje, a w szczególności strach i tęsknota należą do zakresu bytu
słabeuszy. Boi się pokazać, co tak naprawdę czuje, dlatego mnie odtrąciła. Bała
się być sobą. Oszukuje siebie i innych starając się udawać kogoś, kim nie jest.
Ale mnie nie oszuka, przede mną się nie ukryje. Mimo to, że pokazuje swoim
„przyjaciołom” radość, ja widzę, że wcale jej nie czuje. Widzę ją taką, jaką
jest naprawdę. Bez złudzeń i okryć zwanych kłamstwami.
Nie zauważa
mnie, ale zawsze odprowadzam ją ze szkoły do domu. Boję się o nią. Nie, nie
jestem szpiegiem czy gwałcicielem. Nie, nie mam obsesji by śledzić swoją byłą.
Po prostu nie chcę żeby się jej coś stało, więc trzymam się zawsze kilkanaście
metrów za nią, tak by nie zauważyła, gdy idzie do domu. Ale tylko wtedy. Tylko
wtedy idę za nią jak cień. Ona oczywiście o niczym nie wie, nikt nie wie. To
tylko taka moja mała tajemnica. Mia wydaje się być rozbita, ale tylko wtedy,
gdy jest sama, więc nie mam serca zostawiać jej samej, gdy już robi się ciemno
i wszędzie może czyhać na nią niebezpieczeństwo.
Teraz
właśnie stoi w towarzystwie swoich „przyjaciółek” i mistrzowsko udaje, że
śmieszy ją żart, który opowiedziała jedna z nich. Znakomita zagrywka, ale mnie
na nią nie nabierzesz, Mia. Dziewczyny
oczywiście wtórują jej śmiechem. Maja jest taka tylko na przerwach, uśmiecha
się i żartuje, wymusza sztuczną radość. Na lekcjach uchodzi za ponurą. Sobą
jest zaś tylko, gdy myśli, że jest sama i nikt jej nie widzi.
Nie miałem
zamiaru dać się zapomnieć, ale i tak czasami sam w to wątpię, by mnie
pamiętała. Pomyśleć, że zrobiła wszystko by zapomnieć o wspomnieniach. Pozbyła
się wszystkiego, co prowadziło jej myśli do mnie, do jej zmarłej babci, do
przeszłości. Dosyć tego.
-Musimy
pogadać. –podszedłem do grupki dziewczyn i stanąłem blisko Mai. Patrzyła na
mnie sparaliżowanym wzrokiem niezdolna coś powiedzieć. Jakby się bała. Ale nie
mnie. Minęły dwa miesiące od pogrzebu jej babci, dwa miesiące od naszego
rozstania, dwa miesiące od naszej ostatniej rozmowy. Nie naciskałem, bo
wiedziałem, że potrzebowała czasu by to wszystko „przetrawić”, ale teraz myślę,
że to był błąd. Co prawda to ona zerwała kontakt, ale w takich chwilach
człowiek nie powinien zostawać sam. I to jest mój największy błąd.
Jej
koleżanki patrzyły na mnie jak na ducha. Pewnie nigdy mnie wcześniej nie
widziały. Tak jak Mai. Gdy jej babcia jeszcze żyła, Mia nie należała do tak
zwanej paczki. Po jej śmierci to się zmieniło. Wcześniej nikogo nie obchodziła,
nikogo z „wyższych klasowych sfer”. Teraz nagle wszyscy zaczęli się nią
interesować, a ona udawać, że jej to imponuje i że jest taka jak oni. Wiecie
jak to jest.. wychowawczyni ogłasza, że zmarł ci ktoś bardzo bliski i nagle
cała klasa kręci się wokół ciebie, a jak to dobrze wykorzystasz to i inni
zaczną cię zauważać. Mia zawsze umiała owinąć sobie ludzi wokół palca, ale
nigdy z tego nie korzystała. Starała się nie wyróżniać. Teraz to się zmieniło.
Myślę, że to wina tego, że boi się mieć chwili, w której mogłaby pomyśleć i
popłakać sobie cichutko w kącie. Wszyscy na nią patrzą i nie może sobie
pozwolić na rozklejenie. Co innego po szkole, wtedy na moment staje się sobą,
ale nie długo, bo stara się to w sobie zdusić.
Nie mogłem
do niej bliżej podejść niż stałem. Nie mogłem nic więcej zrobić niż czekać na
jej reakcję, ale takowa nie nastąpiła. Przepchałem się między ludźmi, którzy
nagle się wokół nas nagromadzili i poszedłem w kierunku klasy. Czas na ostatnią
lekcję. Historia. W pracowni chemicznej. Co za pomylenie. W tej sali siedzimy
po trzy osoby w ławce, ale w zeszłym roku odeszła od nas jedna osoba, więc w
jednej ławce siedzą dwie osoby. Do niedawna się z tego cieszyliśmy z Mają, ale
teraz sytuacja się zmieniła. Siedząc razem pomiędzy nami jest zawsze krzesło
przerwy jakby ściana, której żadne z nas nie ma odwagi zburzyć.
Dzisiaj
jednak siedzę sam, Mia nie przyszła. Przypuszczam, że ze względu na mnie, ale
tak naprawdę nie mogę tego wiedzieć na pewno. Nauczycielka sprawdziła już
obecność wpisując jej tym samym wagary. Teraz już na pewno nie przyjdzie. Jej
przyjaciółeczki nawet nie zauważyły, że się nie pojawiła. Pani Backman zapisała
temat na tablicy i zaczęła rozdawać ocenione sprawdziany, co zostało nagrodzone
szeptami pośród uczniów i ogólnym zgiełkiem. Wtedy do klasy wbiegła Maja,
szybko przeprosiła za spóźnienie tłumacząc się, że nie słyszała dzwonka i
usiadła w ławce obok mnie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz to zrobiła. Chyba
przed śmiercią swojej babci. Były ze sobą bardzo zżyte, więc jej odejście było
niewyobrażalnym ciosem dla Mii. Nie
powinienem jej pozwolić odejść. Pozwoliłem na to w najgorszym momencie. Czy
każdy błąd można naprawić? Czy każdy krok można cofnąć, by wybrać inną drogę w
życiu?
-Przepraszam.
–szepnęła cicho w moją stronę rzucając mi bardzo krótkie spojrzenie
załzawionych oczu. Dziewczyna pociągnęła nosem, złożyła ręce i położyła się na
blacie ławki pochlipując. Nikt oprócz mnie nie zwrócił uwagi, nikt nie
zauważył. Wszyscy byli zajęci wszystkim, jak to jest przy rozdawaniu
sprawdzianów, ale nie cichym płaczem w ostatniej ławce. Rozejrzałem się po
całej sali szukając zegara, zostało jeszcze pięć minut lekcji. To będzie najdłuższe
pięć minut w moim życiu. Przysunąłem się do Mai i objąłem, machinalnie
przylgnęła do mnie ciągle łkając. Żałowałem, że zrobiła to tylko odruchowo, ale
nie, dlatego, że sama by chciała. Ale płakała przeze mnie. Bo sobie
przypomniała wszystko to, o czym chciała zapomnieć. Po części cieszyłem się z tego, chociaż nie
było to dobrze z mojej strony. Ale musiała się wreszcie obudzić i pogodzić.
Nareszcie
dzwonek na przerwę. I koniec lekcji. Niechętnie się ode mnie oderwała i powoli
wstała z krzesła. Wziąłem jej plecak na ramię i chwyciłem ją za rękę.
-Chodź,
odprowadzę cię do domu.
Nic nie
odpowiedziała, nic nie zrobiła. Wciąż pochlipując pozwoliła się poprowadzić do
drzwi klasy, a potem do szatni. Była jesień, więc trzeba było chodzić w
kurtkach, a nawet czasami w czapkach. Maja drżącymi rękami wyciągnęła kluczyk i
spróbowała otworzyć kłódkę od swojej szafki. Zapłakana i ocierająca każdą z
płynących łez nie nadawała się do tego zadania. Zrobiłem to za nią, wyciągnąłem
jej kurtkę i pomogłem ubrać. Milczała cały czas. nie wypowiedziała żadnego
słowa.
-Nie musisz.
–powiedziała, gdy wyszliśmy ze szkoły. Zabrała ode mnie swój plecak i ruszyła
przed siebie nie patrząc już na mnie. Właściwie to nie rzuciła mi spojrzenia od
czasu, gdy siedzieliśmy na lekcji. Ale i tamto było bardzo krótkie i przelotne.
Dogoniłem ją i chwyciłem za ramię. Zatrzymała się wbijając wzrok w ziemię.
-Spójrz na
mnie. –poprosiłem.
Opanowała
się. Łzy przestały lecieć. Na twarzy zagościł sztuczny uśmiech, powoli uniosła
głowę i utkwiła spojrzenie na czymś na mną. Jej skóra była napięta. Widziałem
jak mocno zaciska zęby żeby się ponownie nie rozpłakać. Zwinęła dłonie w pięści
i włożyła do kieszeni kurtki.
-Jak ci
minął dzień? –wycedziła przez zęby i posłała fałszywy uśmiech. Wyglądała tak naprawdę
dziwnie. Przynajmniej dla mnie, który widziałem prawdziwą radość wymalowaną na
jej twarzy. Jej przyjaciółeczki nabierały się na to całe przedstawienie. Ale nie ja. Zdecydowałem się zrobić pierwszy
krok. Objąłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie. Była cała sztywna jakby
starała się zapanować nad każdym fragmentem swojego ciała, żeby przypadkiem się
zrobiło czegoś niekontrolowanego.
-Zostaw
mnie. –wysyczała przez ciągle zaciśnięte zęby. Rozluźniłem uścisk i popatrzyłem
na jej oczy. Zaczynały się znowu napełniać łzami.
-Proszę A…
Nie na oczach całej szkoły!
Odpuściłem i
zrobiłem, o co prosiła. Zawsze się bała okazywać jakiekolwiek emocje
publicznie. Jakby nie chciała żeby ktoś zobaczył coś, czego nie kontrolowała.
KONIEC