wtorek, 27 sierpnia 2013

Miasto kości

Dzisiaj byłam w kinie na ekranizacji jednej z moich ulubionych powieści. "Dary Anioła: Miasto kości." Książkę czytałam w styczniu tego roku, jest to już trochę więcej niż pół roku temu, więc nie pamiętam tak dokładnie jej treści jak zaraz po przeczytaniu. W każdym bądź razie z czystym sumieniem muszę przyznać, że film trwający 2 godziny i 10 minut +15 minut reklam,- był niesamowitym przeżyciem. Z napisami- początkowo ich czytanie minimalnie odwracało mój wzrok od akcji jednak po kilku minutach czułam jakby bohaterowie mówili po polsku.
Niedawno oglądałam też ekranizację "Czerwieni rubinu" i w tym wypadku muszę przyznać, że okazała się totalnym dnem. W życiu nie widziałam tak okropnego odwzorowania kart powieści-jak w przypadku "Rubinrot".
Dlatego też czytając opinie osób, które już widziały filmową wersję powieści Cassandry Clare, dodając do tego moje odczucia po "Czerwieni rubinu",- bałam się, że moje obawy zostaną potwierdzone i kolejna ekranizacja będzie klapą.
I BUM!!!
"Miasto kości" jest jak dotąd najlepszym filmem jaki widziałam w tym roku! Niesamowita historia. Być może bym tak nie powiedziała gdybym miała przed sobą powieść, ale jak na dziś- jedyną rzeczą różniącą się od treści książki- był fakt iż Simon nie został zamieniony w szczura. Innym różnic nie zauważyłam. Przynajmniej nie przypomina mi się nic co by mi się w filmie nie podobało. No, może to, że był stanowczo ZA KRÓTKI, ale takie wady jak ta- pojawiają się zawsze w przypadku styczności z książką, filmem, który przypada nam do gustu.
Bardzo polecam, ja się zakochałam i mam straszną chrapkę na książkę, do tego stopnia, że serię "Dary Anioła" postanawiam sobie kupić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)