sobota, 28 grudnia 2013

Trójca zamczyska Carbonów part 6

Prawie, co skończony zaraz tu dodaję. Chcę Wam powiedzieć, że zastanawiam się nad lekką zmianą formy opowiadania. Teraz, gdy już mamy trzy bohaterki- naszą trójcę, chciałabym, by każda z nich była pisana przez inną osobę. Zaproponowałam swoim koleżankom 'adopcję' Ksenny i Zofii, co z tego wyniknie- się okaże. Trzymajcie kciuki, by historia stała się nową i lepszą <3 !




ANNA

Rozebrałam się i przewiesiłam ubranie przez parawan stojący obok wanny. Weszłam do niej  i zanurzyłam się aż po samą szyję w gorącym mleku. Kai jak zwykle pamiętał, by na jego powierzchni unosiły się kwiaty ciemnoczerwonych róży. Tak jak lubiłam. Długie włosy opadały mi na piersi zasłaniając je. Oparłam wygodnie ręce na brzegach wanny i starałam się wyregulować oddech, który był nieregularnie przyspieszony po walce z matką.
-I jak?
-Spadaj, Kai. –burknęłam zamykając oczy. Usłyszałam jak przysuwa taboret do wanny i wygodnie się na nim usadawia. Ciężko wypuściłam powietrze i się lekko skręciłam z bólu. Matka zraniła mnie w ramię. Teraz ciasno owinięte w kawałek jakiejś szmatki szczypało drobinkami bólu. Starałam się nie zwracać na to uwagi, więc skupiłam się na chłopaku.
-Powiedziałam ci, żebyś się wynosił, Kai. Głuchy jesteś? –warknęłam.
-A ty ślepa?
Uniosłam za pomocą mocy, trochę mleka z wanny i ochlapałam go. Zaśmiał się i rozwiązał poplamioną krwią szmatkę na moim ramieniu. Otworzyłam oczy i usiadłam. Cieszyłam się, że mleka jest tak dużo, zakrywało całe moje ciało nawet, gdy nie leżałam. Kai przyjrzał się ranie. Dotknął. Z trudem się powstrzymałam żeby nie syknąć. Na szczęście udało mi się zachować kamienną twarz, jak zawsze.
-Boli?
-Nie, łaskocze! –warknęłam przez zęby, gdy nacisnął na skrzep zastygłej krwi.
-Przy mnie nie musisz udawać, Anno. Nie rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz. Mogłabyś przecież być sobą.
-Jestem sobą, Kai.
-Nieprawda. Widziałem cię jak zabijałaś tego chłopaka. Nie zrobiłaś tego od razu, czekałaś.
-Och, Kai. Czy ty nic nie rozumiesz? To  był rytuał. Musiałam go rozkochać, uspokoić i zabić.
-Miałaś jakieś l u d z k i e odczucia co do tego, znam cię i widziałem.
-Kai, czy ty nigdy się nie zastanawiałeś, jaka jest moja m o c?
Uniosłam się do pozycji pół stojącej, by  być wyżej niż głowa chłopaka. Mocą przywołałam jednego szczura, potem kolejne. Zaczęły wskakiwać na brzegi wanny i tryskać krwią, która barwiła mleko. Robiłam to tak długo aż czerwień wypełniła naczynie. Wtedy zmusiłam, ciała by opadły jedno na drugie, w stosik tuż pod stopami chłopaka.
-Kai, ja potrafię zabijać.
Mogę słowem, czarem
A jeśli to nie pomoże
Zawsze ostrze przetnie serca
Linię –zanuciłam fragment pieśni z Księgi Przepowiedni i Mocy. Opadłam na dno wanny topiąc w jej wnętrzu całe ciało aż po szyję.
-Przecież nic mi nie zrobisz, Anno. –prychnął.
-Skąd ta pewność? Jesteś aż tak pewny, że jesteś tu bezpieczny?
-Aż za bardzo. –mruknął cicho.
-Wyrzuć te szczury później.
-Nie rozumiem, dlaczego ciągle masz tak umalowaną twarz. Jeżeli ubierasz suknię z dekoltem, malujesz sobie jakimś dziadostwem skórę. Dlaczego? To ma związek z mocą?
-Nie pomyślałeś nigdy, że makijaż zakrywa to, czego nie chcesz pokazać? Tuszuje niedoskonałości?
Nachylił się nade mną.
-Myślę, że nie masz niedoskonałości. Ale wiem też, że nie da się dobrze umyć, jeżeli nie zmyje się twarzy. Możesz mi zaufać, Anno. Pokaż mi swoje oblicze.
-Czemu ci tak na tym zależy, Kai?
-Gdy się tu znalazłem, miałem zaledwie siedem lat. Musiałem tu być z przymusu. Twoja matka i ojciec nie pozwolili mi wrócić do domu. Starałem się uciec, ale zagrozili, że zabiją moich rodziców. Gdy widzieli, że to nie skutkuje… pozbawili ich życia na moich oczach. W końcu zostałem z własnej woli. Służyłem im przez trzy lata, żyjąc w gniewie. W końcu i on opadł. Dojrzałem ciebie i uświadomiłem sobie, że niektórzy mają się gorzej niż ja, a nawet nie są tego świadomi. Byłaś niesamowicie przywiązana do ojca, do matki też, ale mniej, a może się mylę? W końcu on zmarł. Byłaś załamana, ale… szybko wzięłaś się w garść. Tak przynajmniej to wyglądało, ale w rzeczywistości pozostałaś delikatną i wrażliwą dziewczyną, którą pamiętałem, gdy była jeszcze mała.  Od tego czasu przestałaś okazywać emocje. Nikt nie zna cię tak jak ja. Widzę, że tęsknisz za ojcem. Nadal wypełnia cię chęć przytulenia się do kogoś, wypłakania się i wreszcie pogodzenia się z jego odejściem. Wydajesz się być bezwzględna, ale taka nie jesteś. Może trochę, ale nie do końca. Jesteś czującą osobą.
-Po co mi to mówisz, Kai? Czego ode mnie chcesz?
Zamknęłam oczy i zanurzyłam głowę, całą twarz. Gdy zmyłam z siebie cały makijaż, wynurzyłam się.
-I co? Co powiesz, Kai? –zwróciłam się do niego. Przyglądał mi się jakiś czas, potem wyciągnął rękę chcąc dotknął mojej twarzy. Zaskoczona tym gestem szybko odsunęłam się do tyłu. Przybliżył się i przejechał opuszkami palców po bliźnie na moim policzku. Wzdrygnęłam się.
-Cicho. –zamruczał i zaczął głaskać.
-Co robisz? –zapytałam rozpaczliwie. –Przestań! Odejdź! Wynoś się! –próbowałam krzyczeć.
-Nie. –szepnął bardzo cicho i z powrotem usiadł na taborecie. Zaczęłam ciężko oddychać. Zapomniałam o ranie na ramieniu, która zdążyła się już zagoić. Osiągnął to, co zamierzał, więc teraz mógł już tylko czekać. Niemal bolało mnie to jak dobrze mnie znał. Wynurzyłam się z wody do połowy i nie bacząc na to, że jestem naga, wyciągnęłam ręce i objęłam chłopaka. Przytulił mnie, chwycił i wyciągnął z wanny. Wcześniej jeszcze ściągnął z siebie bluzę i zarzucił na moje ramiona. Jego dłonie dotknęły moich pośladków.
-Ej! Zrobiłeś to specjalnie żeby mnie pomacać po tyłku! –oderwałam się od niego, zapięłam bluzę pod samą szyję i wyszłam z łazienki prosto do swojego pokoju. Położyłam się na plecach na skórze obok kominka. Kai wiedział, że lubię w ten sposób suszyć się po kąpieli. Długo nie musiałam czekać aż sam przyszedł i usiadł obok mnie.
-Czego ode mnie chcesz nikczemny sługo? –prychnęłam. –Po co mi to wszystko powiedziałeś i co zamierzałeś mi prze to przekazać?
-Że cię kocham, Anno. –powiedział aż poczułam jego oddech na piersi. Usiadłam. I uderzyłam go z całych ( może nie całych, zostawiłam sobie trochę rezerwy) sił w policzek.
-Wynoś się stąd, dupku. W tej. Chwili. –zachrypiałam patrząc mu prosto w twarz.
Kai milczał przez dobrą chwilę. Nagle nachylił się nade mną, ujął moją głowę i delikatnie, ale namiętnie pocałował usta. Nie spodziewałam się tego, więc nie zareagowałam od razu. Zszokowana. Że to zrobił. Chłopak odsunął się powoli.
-Zawsze chciałem spróbować twoich ust.
Opadłam na ziemię nie mając ochoty się podnosić. Chcąc się jeszcze trochę wysuszyć, rozpięłam bluzę do połowy. Przypominając sobie, co bym wtedy odkryła, szybko ją zapięłam. Kai zauważył, że coś ukrywam. Wiedziałam, że nie odpuści mi.
-Mogę zobaczyć?
-A co? Zawsze chciałeś zobaczyć? –prychnęłam. –Może nie chcę żebyś widział, nie pomyślałeś?
-Myślę, że pasuje ci ta blizna na policzku. –zaczął z innej strony. –Nadaje twojej twarzy delikatności, nie wydajesz się być przez to taka surowa.
-Myślisz, że to ci jakoś pomoże? Mam bliznę w kształcie serca na policzku. Ty uważasz, że z nią wyglądam na taką, którą można lekceważyć, na słabą, na miękką. A wyobraź sobie, że wolałabym uchodzić za twardą, więc będę ją zakrywać i basta, a tobie nic do tego. Nie wiem, co sobie myślisz, czy że jak mi będziesz nie wiadomo jakie bzdety opowiadać, że co? Chcesz sobie popatrzeć, tak? Pooglądaj sobie w Internecie porno albo wynajmij sobie dziwkę żeby ci pokazała. –zawarczałam. –A teraz. S p a d a j.
-Przykro mi, Anno. Myliłem się. Jesteś bez serca i nie masz taktu. Nigdy nie myślałem, że możesz mnie aż tak potraktować. Może mnie od razu zabijesz, co? Jaki to wszystko w ogóle ma sens? Nie wierzysz mi, więc co mam zrobić? Naprawdę myślisz, że mógłbym cię okłamać? Jaki to by miało sens twoim zdaniem? Powiedz. Jaki?
-To brzmi jakbyś mówił…
-Nie! Nie chcę słyszeć jak mówisz cokolwiek więcej. Odchodzę. Teraz. Na zawsze. Znajdź sobie nowego służącego. Nie ma sensu bym tu dłużej był skoro…
-Nie, Kai. Powiedz, czego dokładnie chcesz? Uważasz, że mam tam… bombę czy coś? Chcesz bluzę? Jesteś spragniony widoku nagiego kobiecego ciała?
-Chcę żebyś mi zaufała i ulżyła sobie.
-Myślisz, że cierpię? –zapytałam podchodząc do swojego łoża, zrzucając na ziemię bluzę i kładąc się na brzuchu. Przykryłam się do połowy, bo nie było mi zimno.
-Tak. –powiedział kładąc się obok mnie. Zaległa między nami cisza podczas, której zaczęłam odczuwać ból kręgosłupa. Kai zauważył jak się skrzywiłam, przysunął się bliżej i zaczął masować odkrytą skórę.
-Na lewej piersi też mam bliznę, ale już nie taką… słodką jak ta na policzku. –zaczęłam sama nie wiem, dlaczego. –By przekląć mnie jak i Ksennę, matka wyryła nam runy, chciała nas zabić, ale byłyśmy zbyt silne, więc spadła na nas tylko klątwa.
Odwróciłam się do chłopaka i zasłaniając poduszką prawą pierś, pokazałam blizny na tej drugiej.
-To runa śmierci. –Przejechałam po niej palcem. –A ta przemiany. Zofia i Ksenna też takie mają…
-Nie wiedziałem. –szepnął, gdy znów położyłam się na łóżku.
-Skąd mogłeś wiedzieć? Nie chciałam żeby były widoczne. Wolę gdy nikt o nich nie wie. Wiem –uśmiechnęłam się. –to brzmi absurdalnie, bo w zamku mieszka tylko kilka osób. Wcześniej wiedziała tylko moja siostra, teraz wiesz też ty. Zofia jest na razie tego nieświadoma, ale szybko się pewnie dowie…
Kai położył się tuż obok mnie i zaczął głaskać po plecach.
-Nie jesteś sama, Anno. –poczułam jego oddech na nagiej skórze.
-Mówiłeś… prawdę?
-Tak. Kocham cię już od… dawna, ale nigdy nie miałem w sobie na tyle odwagi, by ci powiedzieć. Bałem się tego jak zareagujesz.
-Przemienisz się tej nocy. –stwierdziłam.
-Ale jeszcze nie teraz.
Położyłam się na jego klatce piersiowej. Przykrył mnie kołdrą i złożył pocałunek na nagim ramieniu.
-Powinnam się bać, gdy zobaczę w swoim łóżku wilka?
Nie wiedziałam czy, gdy Kai jest przemieniony, myśli jasno. Mógł być zwierzęciem w większej części, a wtedy mogłam być zagrożona. Mógł mnie zabić. Nieświadomie.
-Zmienię się pewnie podczas snu. Nie bój się. Nic ci nie zrobię.
-Gdy nie jesteś… człowiekiem… myślisz jak wilk?
-Trochę tak, ale nadal jestem człowiekiem. Mam wilcze instynkty, ale potrafię nad nimi panować. Nie musisz się bać, Anno.
-W takim razie… dobranoc, Kai.
-Śpij słodko, Anno.

Otworzyłam oczy czując ruch. Kołdra była rozkopana. Leżałam na krańcu łoża. Po drugiej stronie spał wielki czarny wilk. Jego pierś spokojnie podnosiła się i opadała. Nie miałam pojęcia, kiedy Kai znów będzie człowiekiem, ale miałam nadzieję, że gdy nadejdzie ranek, zobaczę człowieka.
Przytuliłam się do wilka, okrywając nas kołdrą i zapadłam w sen pełen wspomnień.

piątek, 27 grudnia 2013

Hobbit

Ekranizacja powieści Tolkiena nie mogła odbyć się po cichu. Kina wyświetlały już przedpremierowe pokazy, gdzie kusiły unikatowym plakatem Legolasa, który nawiasem mówiąc został sztucznie wprowadzony do "Hobbita". A co ja o tym wszystkim myślę?
Dzisiaj wróciłam z kina z "Pustkowia Smauga" i nie mogę powiedzieć, że żałuję swojej decyzji, jednak porównując do poprzedniej części, trzeba przyznać, że ta jest... lepsza i gorsza od niej.
'Niezwykła podróż" w ostatnich sekwencjach filmu wydawała mi się być nudna, nużyła mnie. Może ma to jakiś związek z tym, że raczej nie jestem fanką czystej tego typu literatury, a Tolkien to przecież król. Niestety z własnej woli nigdy nie sięgnęłam po żadną z jego książek, zmuszona zaczęłam czytać tylko "Hobbita", ale nie udało mi się dotrwać do końca papierowej historii. Doceniam niezwykłą pomysłowość autora, ale nie wciągnęła mnie jego powieść.
Z filmem rzecz ma się podobnie, ale inaczej.
"Niezwykła podróż" zachwyciła mnie, ale w 3/4, ostatnia 1/4 zaczynała nużyć. Nie wiem co było tego powodem. Zwalę więc winę na 3D, którego nienawidzę. Zgodziłam się jednak iść na taką, a nie inną projekcję ze względu na koleżankę.
Mówiąc o drugiej części, poszłam na normalny film w 2D, ale tutaj czegoś zabrakło. Nie wiem, co to mogło być, ale... W każdym bądź razie nie odczuwałam nudy ani zniecierpliwienia. Dodatkowo punktuje zakończenie, gdzie koniec jest postawiony w postaci pytania retorycznego i rzekłabym sytuacji retorycznej, gdzie człowiek zaczyna się zastanawiać, co dalej?

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Trójca zamczyska Carbonów part 5



Otworzyłam oczy świadoma tego, że ktoś przerwał trwały dotąd krąg. Powinnam umrzeć. Czułam oddech śmierci na swoim ciele. Dotykałam jej objęć. Ona jednak szybko mnie z nich wypuściła.
Usiadłam na łóżku, tym razem już nawet w najmniejszym stopniu nie zdziwiona, że widzę ściany swej komnaty. Nazwałam ją swoją, bo obawiałam się, że mogę tu na trochę pozostać. Zsunęłam z siebie kołdrę. Byłam naga. Obejrzałam dokładnie ciało szukając blizn. Znalazłam tylko jedną. Na mojej piersi widniała zabliźniona runa. Pewnie już nie zniknie. Rozejrzałam się pospiesznie, szukając czegoś do ubrania. Moje spojrzenie niemal machinalnie padło na kufer obok łoża. Otworzyłam go i niewiele myśląc, ubrałam wszystko to, co się w nim znajdowało. Nie dziwiłam się nawet, że rozmiary bielizny, spodni, butów i bluzki są wprost dla mnie idealne. 
Wtedy poczułam silny ból. Żołądek zaczął mi się zwijać w pętlę z głodu. Otworzyłam drzwi mojego apartamentu. Ogarnął mnie przyjemny i ciepły zapach. Powietrze wypełnione wonią mięsa. Ślinka napłynęła mi do ust. Jak lunatyk poszłam za zapachem jedzenia. Po nitce aż do kłębka.
Za niedużym, ale masywnym stołem siedziały siostry jedząc smażone kawałki mięsa.  Opadłam ciężko na najbliższe krzesło i starałam się opanować zadyszkę.
-Głodna? –zapytała Ksenna i nałożyła mi na talerz smakowicie pachnące jedzonko.
Dorośli zawsze powtarzają dzieciom: nie bierz nic od nieznajomych, dzisiaj nadeszła chwila by złamać tę zasadę. Nawet gdybym chciała coś powiedzieć wiedźmom, o co zapytać, nie miałam na to siły, a moje gardło było zbyt spragnione, by mówić.
Po posiłku duszkiem wypiłam szklankę, sama nie wiem czego. Nie powiedziały mi, co to, a ja nie pytałam. W każdym bądź razie, po tym poczułam się dużo lepiej. Spokojnie oddychając miałam ochotę wyłożyć się na blacie stołu i w takiej pozycji odpoczywać.
Ale teraz nadeszła ta chwila, kiedy trzeba zadać pytania.
-Dlaczego tutaj jestem?
-Nie powiedziałaś jej jeszcze, Anno?
Anna wyprostowała się i spokojnym opanowanym tonem odpowiedziała siostrze.
-Nie zdążyłam jeszcze, ale zaraz to zrobię. Co byś chciała wiedzieć? –zapytała mnie. Przez chwilę zastanawiałam się od czego zacząć, bo chciałam wiedzieć wszystko, a nawet więcej.
-Dlaczego tutaj jestem? –ponowiłam swe wcześniejsze zapytanie.
-Widzisz… nie jestem pewna czy będziesz umiała to zrozumieć. To dosyć skomplikowane. I dla nas i dla ciebie. –Anna spięła się. Widać było, że nie będzie to dla niej prosta rozmowa.
-Zacznij od początku. Opowiedz mi wszystko. –zażądałam.
-Tego jest zbyt wiele, bym mogła ci to opowiedzieć w kilka minut. Postaram się jak najjaśniej mówi, a to proste nie będzie. Nie przerywaj mi, gdy będę mówiła, dobrze?
Pokiwałam głową mając wrażenie, że to zupełnie bez sensu. Anna zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech jak przed skokiem na głęboką wodę.
-Moja matka rzuciła klątwę na zamek i jego dziedziców i dziedziczki. Nie kochała ojca, sama nie wiem dlaczego za niego wyszła, ale tak się stało. Pewnego dnia pokłócili się. Nie wiem o co i dlaczego, ale matka była wściekła. Rzuciła klątwę na ojca i jego potomstwo. Gdy to uczyniła, musisz wiedzieć, że była w ciąży z nami. Po naszych urodzinach zniknęła. Klątwa polega na tym, że dwoje z krwi Carbonów nie może opuścić zamku. Wcześniej, gdy żył ojciec, jedna z nas mogła uciec, ale żadna tego nie zrobiła. Gdy on umarł, my zostałyśmy tu uwięzione na zawsze.
Klątwę można na niektóre sposoby naginać, dlatego też od kilku już lat szukamy zamienniczki, która mogłaby zastąpić jedną z nas. Nie na zawsze, oczywiście. Na jakiś czas. polegałoby to po prostu na zmienieniu osoby, na której ciąży klątwa. Nigdy tego nie próbowałyśmy, ale ojciec kiedy jeszcze żył, wierzył że to może dojść do skutku. Niestety spośród wszystkich zaciągniętych tu ludzi, tylko ty przeżyłaś nieprzemieniona w kruka. Pewnie chciałabyś wiedzieć, kim jest dokładnie zamiennik? To osoba, którą wypełniłaby nasza moc. Ktoś, kto stałby się kimś z naszej krwi. Przeżyłaś chrzest, więc za niedługo powinnaś poczuć, że coś się w tobie zmienia. Staniesz się bardziej zwinna, poczujesz, że wypełnia cię moc. Kiedy to się stanie, nie wiem. Jesteś pierwszym takim przypadkiem. Mamy nadzieję, że będziesz żyć jak najdłużej. Nie bierz tego tak do siebie, że jesteś w więzieniu. Piotr zawsze dokładnie wybiera osoby na potencjalnych zamienników. Wiemy, że fascynujesz się naszą historią. Każdy człowiek, który był wybierany na to miejsce, miał w sobie coś co łączyło go w jakiś sposób z nami. To nigdy nie były przypadkowe osoby.
Wstałam od stołu i wyszłam z komnaty na korytarz. Jednym spojrzeniem dopatrzyłam drzwi. Wybiegłam z zamku, prosto do cmentarnej bramy. Zamknięta. Z bijącym sercem obiegłam całą posiadłość Carbonów w poszukiwaniu jakiejś otwartej furtki. Na próżno szukałam, nigdzie nic takiego nie było. Zostałam sama. Z wiedźmami. O ile sama nie byłam jedną z nich.
-Spacerek? –zagadnął mnie ochrypły głos. Odwróciłam się wystraszona i zobaczyłam kilkanaście metrów przed sobą kobietę około pięćdziesiątki. Czarne włosy poprzetykane były siwymi pasmami. Miała na sobie jasną suknię z jasnozielonym gorsetem. W jej ręku tkwiła drewniana laska.
-Zostaw ją! –mrugając szybko, udało mi się zarejestrować jak Anna szybko staje przede mną. Wyglądało jakby mnie osłaniała własnym ciałem, co wydawało mi się być dosyć dziwne.
-Po co ci ona, córciu? Jest pusta. Nic w niej nie ma. Nie mów mi, że wierzysz w te głupie plany ojca?
-Odejdź. W tej chwili. –głos Anny tężał.
Zdumiona byłam tym, że kobieta prawie w ogóle nie przypominała sióstr. Wyłoniłam się zza ciała Anny chcąc się lepiej przyjrzeć jej matce. To był błąd. Przez duże B.
-A! Ona ma moc! Ona ma moc! Oddaj mi ją. Tobie jest niepotrzebna! –starsza kobieta rzuciła się na mnie ze swoją laską, która w jednej chwili zmieniła się w srebrzyste ostrze. Przerażona stałam sparaliżowana. W tym samym momencie Anna wyjęła swój sztylet i sparowała cięcie. Szybko się odsunęłam do tyłu nierozumiejąca o co tyle hałasu. Niemożliwe bym była aż tak dużo warta. Z mocą czy bez, czymkolwiek ona była, byłam tylko zwykłą dziewczyną. Z runiczną blizną na piersi.
-Odejdź matko! Wiesz, że będę jej bronić
-Wiem, córciu i dlatego właśnie nie odpuszczę.
-Uciekaj! –krzyknęła do mnie Anna. Nie musiała dwa razy powtarzać. Szybko wzięłam nogi za pas i zaczęłam biec w stronę drzwi zamku. W powietrzu rozniósł się krzyk siostry. Zatrzymałam się i obejrzałam przez ramię. Dziewczyna leżała na ziemi, przyciskając dłoń do krwawiącego ramienia.
Wtem nagle poczułam. Coś. Przepełniało mnie. Wrzało. Jak lawa. Jak ocean kruszący brzegi. Ogniste fale rozpalały mnie od wewnątrz. Nie wiedziałam, czym to mogło być. Nigdy się podobnie nie czułam. Morska toń niosła zniszczenia, chciała wydostać się ze mnie i chłonąć wszystko, co przede mną.
Matka wiedźm zamachnęła się swoim mieczem na bezbronną Annę. Poczułam, że nie mogę pozwolić sobie na to patrzyć. Nie mogę uciszyć wybuchu wulkanu. Wzbudziło się we mnie nagłe przywiązanie do tego miejsca. Więź, którą ta kobieta chciała zniszczyć jednym ciosem. Tak długo marzyła, bym zobaczyć zamczysko Carbonów, tak długo chciałam wejść do środka. A teraz, gdy już w nim mieszkałam od jakiegoś czasu, nadal cierpiałam na niedosyt wiedzy. Chciałam poznać każdy jego sekret. Nie mogłam, więc pozwolić jej, by zniszczyła moją przygodę.
Uwolniłam moc drzemiącą dotąd w mym ciele. Uniosła mnie nad ziemię i pchnęła ku tej, która właśnie chciała zabić. Rozłożyłam ramiona i zwinęłam dłonie w pięści. Poczułam jak się we mnie kotłuje żar, a potem uwalnia się poprzez ręce, na zewnątrz. Prosto we wroga. Matka sióstr wrzasnęła przeraźliwie.
-Kim jesteśśś dziewwwwczyno, że maszzz aż taką wielką moccc? –zasyczała z gniewu. Uniosłam w geście wielkości, głowę. Kobieta nie została nawet draśnięta przez ogniste kule. Rozjuszyło ją to tylko. Wiedziałam, że moja energia zaczynała się znowu kumulować i znów szukać ujścia. Tym razem było jej dużo więcej niż poprzednio. Moc regenerowała się szybko, narastała. Jej wykorzystanie właśnie otworzyło przede mną nowe jej złoża. Czułam się pełna jak nigdy. Wielka jak niezmierzony ocean. Dziś mogłam wszystko.
-Jestem Zofia.
Poczekałam aż energia skumuluje się do reszty.
I wyzionęłam żar z głębi duszy.

Trójca zamczyska Carbonów part 4c

A tu ciąg dalszy rozdziału czwartego...
Dołączę dzisiaj również najlepsze świąteczne życzonka, zdrówka, szczęścia i miłości, oraz wszelkiej pomyślności oraz góry książek pod choinką.



Paulinna oddaliła się ode mnie. Objęłam się ramionami. Kruki zaczęły swą pieśń. Wrzaski i krzyki zaczęły stopniowo wypełniać powietrze. Patrzyłam na to trzęsąc się z zimna. Popiół znów zasłonił świat. Zaczynałam się zastanawiać, czy to wszystko może tak po prostu bez końca trwać. Ptaszyska zaczęły wirować wokół mnie. Poczułam się taka mała i zagubiona. A ich było coraz więcej. Okrzyki umęczenia wywiercały mi dziurę w głowie. Każdy kruczy pomruk stawał się nie do zniesienia. Kucnęłam i przyłożyłam ręce do uszu. Kruki zaczęły formować słowa.  Nagle wiatr uderzył mnie z taką siłą, że się zachwiałam. Wyhukiwane słowa zaczęły stawać się czytelne. Mogłam zrozumieć o czym śpiewają zmęczone dusze uwięzione w kruczej posturze.

Niech kruki zjedzą twe ciało,
Jeżeli duszę masz zbyt słabą

Niech popiół zagarnie twe kości,
Niech pozostaną same ości

Które wiatr rozwieje,
Pod drzew spróchnieniem

Jeżeli niegodna  dusza twego ciała,
Spali się bez mała

Ni popiół, ni krew, ni kości,
Łaknie cię zimno ziemi z grobu

Pęknie twe serce,
Umrzesz śmiercią kruka

Rozsypie się twa dusza,
Prochem stanie się ciało

Wrzask przemiany w kruka,
Niech dźwiękiem dni twych ostatnich
będzie

Kończąc pieśń, kruki obniżyły lot i zaczęły mnie dziobać. Początkowo krew zaczęła wypływać mi z ramienia. Później już cała byłam nią umorusana. Starałam się jak tylko mogłam, osłaniać twarz. Kolejne ptaki rzucały się na mnie jak na pożywienie. Każdy atak był o wiele bardziej bolesny od poprzedniego. Łkałam, dusiłam się łzami cierpienia. Ich głód nie został zaspokojony na piciu mojej krwi. Zaczęły rozrywać moją skórę i się nią pożywiać. Omdlała z bólu uświadomiłam sobie, że ja też dawno nic nie jadłam. Wizja obiadu czy możliwości położenia się u siebie w łóżku, była jak najodleglejsze z marzeń. Niemal nierealne. A może zupełnie nierealne. Żołądek zmieniał mi się w czarną dziurę głodną czegokolwiek jadalnego. Zmęczona padłam na twarz. Kruki zaczęły jeszcze żarłoczniej atakować. Wydawało się, że nigdy nie przestaną. Chciałam siłą woli opuścić swoje ciało i uciec daleko. Nie potrafiłam niestety.
One chciały jeść. Ja chciałam jeść.
Ktoś musiał umrzeć z głodu, a ktoś… umrzeć potem.
Z trudem uniosłam się na nogach. Ataki zelżały. Obolała popatrzyłam na swoje ręce i nogi. Całe w krwi, poogrywane płaty skóry. Otwarte rany piekły coraz bardziej. Kruki wgryzały się bezlitośnie w uszkodzone ciało. Jeden zniżał właśnie lot chcąc wbić się w moje ramię, zacisnęłam zęby i uderzyłam z całej siły w jego tułów.

Zbyt słaba, by walczyć
Zbyt silna, by żyć

Co to ma być?
Jak ty będziesz teraz żyć?

Kruki znów zaczęły śpiewać. Dodatkowo w tle słyszałam bębny, ataki zelżały. Popiół nadal się unosił, więc nie widziałam ani sióstr ani Paulinny. Sama nie wiedziałam, ale chyba poczułabym się lepiej gdyby mi się udało dojrzeć chociaż jedną z nich. Ciężko oddychając wciąż nadstawiałam uszu, by słyszeć o czym mówią czarne ptaszyska. Niestety każde kolejne słowo było cichsze od poprzedniego. A każdy kolejny atak bardziej brutalny i bolesny. Każdy kolejny kruk wyrywał mi coraz więcej ciała.

Umarło was tysiące,
Ale to nie było nigdy kojące

Zadaliśmy ból wielu,
Iluż przetrwać zdołało?

Nikt niegodny żyć nie może,
Nikt bez skazy pić krwi nie będzie

Z nami zasiądą liczni
Do uczty krwi i ciała,

Usiądziesz i ty, jeśliś godną,
Jeśli nie, umrzesz wiecznie głodną

Ni krew, ni kości, ni ciało
Ni duszę pozostawią ci małą

Ni serce, ni czucie
Uczujesz tylko dzikie w piersi kłucie

Śmiertelna raz wypełni,
Porachowań księżyca w pełni…