sobota, 28 grudnia 2013

Trójca zamczyska Carbonów part 6

Prawie, co skończony zaraz tu dodaję. Chcę Wam powiedzieć, że zastanawiam się nad lekką zmianą formy opowiadania. Teraz, gdy już mamy trzy bohaterki- naszą trójcę, chciałabym, by każda z nich była pisana przez inną osobę. Zaproponowałam swoim koleżankom 'adopcję' Ksenny i Zofii, co z tego wyniknie- się okaże. Trzymajcie kciuki, by historia stała się nową i lepszą <3 !




ANNA

Rozebrałam się i przewiesiłam ubranie przez parawan stojący obok wanny. Weszłam do niej  i zanurzyłam się aż po samą szyję w gorącym mleku. Kai jak zwykle pamiętał, by na jego powierzchni unosiły się kwiaty ciemnoczerwonych róży. Tak jak lubiłam. Długie włosy opadały mi na piersi zasłaniając je. Oparłam wygodnie ręce na brzegach wanny i starałam się wyregulować oddech, który był nieregularnie przyspieszony po walce z matką.
-I jak?
-Spadaj, Kai. –burknęłam zamykając oczy. Usłyszałam jak przysuwa taboret do wanny i wygodnie się na nim usadawia. Ciężko wypuściłam powietrze i się lekko skręciłam z bólu. Matka zraniła mnie w ramię. Teraz ciasno owinięte w kawałek jakiejś szmatki szczypało drobinkami bólu. Starałam się nie zwracać na to uwagi, więc skupiłam się na chłopaku.
-Powiedziałam ci, żebyś się wynosił, Kai. Głuchy jesteś? –warknęłam.
-A ty ślepa?
Uniosłam za pomocą mocy, trochę mleka z wanny i ochlapałam go. Zaśmiał się i rozwiązał poplamioną krwią szmatkę na moim ramieniu. Otworzyłam oczy i usiadłam. Cieszyłam się, że mleka jest tak dużo, zakrywało całe moje ciało nawet, gdy nie leżałam. Kai przyjrzał się ranie. Dotknął. Z trudem się powstrzymałam żeby nie syknąć. Na szczęście udało mi się zachować kamienną twarz, jak zawsze.
-Boli?
-Nie, łaskocze! –warknęłam przez zęby, gdy nacisnął na skrzep zastygłej krwi.
-Przy mnie nie musisz udawać, Anno. Nie rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz. Mogłabyś przecież być sobą.
-Jestem sobą, Kai.
-Nieprawda. Widziałem cię jak zabijałaś tego chłopaka. Nie zrobiłaś tego od razu, czekałaś.
-Och, Kai. Czy ty nic nie rozumiesz? To  był rytuał. Musiałam go rozkochać, uspokoić i zabić.
-Miałaś jakieś l u d z k i e odczucia co do tego, znam cię i widziałem.
-Kai, czy ty nigdy się nie zastanawiałeś, jaka jest moja m o c?
Uniosłam się do pozycji pół stojącej, by  być wyżej niż głowa chłopaka. Mocą przywołałam jednego szczura, potem kolejne. Zaczęły wskakiwać na brzegi wanny i tryskać krwią, która barwiła mleko. Robiłam to tak długo aż czerwień wypełniła naczynie. Wtedy zmusiłam, ciała by opadły jedno na drugie, w stosik tuż pod stopami chłopaka.
-Kai, ja potrafię zabijać.
Mogę słowem, czarem
A jeśli to nie pomoże
Zawsze ostrze przetnie serca
Linię –zanuciłam fragment pieśni z Księgi Przepowiedni i Mocy. Opadłam na dno wanny topiąc w jej wnętrzu całe ciało aż po szyję.
-Przecież nic mi nie zrobisz, Anno. –prychnął.
-Skąd ta pewność? Jesteś aż tak pewny, że jesteś tu bezpieczny?
-Aż za bardzo. –mruknął cicho.
-Wyrzuć te szczury później.
-Nie rozumiem, dlaczego ciągle masz tak umalowaną twarz. Jeżeli ubierasz suknię z dekoltem, malujesz sobie jakimś dziadostwem skórę. Dlaczego? To ma związek z mocą?
-Nie pomyślałeś nigdy, że makijaż zakrywa to, czego nie chcesz pokazać? Tuszuje niedoskonałości?
Nachylił się nade mną.
-Myślę, że nie masz niedoskonałości. Ale wiem też, że nie da się dobrze umyć, jeżeli nie zmyje się twarzy. Możesz mi zaufać, Anno. Pokaż mi swoje oblicze.
-Czemu ci tak na tym zależy, Kai?
-Gdy się tu znalazłem, miałem zaledwie siedem lat. Musiałem tu być z przymusu. Twoja matka i ojciec nie pozwolili mi wrócić do domu. Starałem się uciec, ale zagrozili, że zabiją moich rodziców. Gdy widzieli, że to nie skutkuje… pozbawili ich życia na moich oczach. W końcu zostałem z własnej woli. Służyłem im przez trzy lata, żyjąc w gniewie. W końcu i on opadł. Dojrzałem ciebie i uświadomiłem sobie, że niektórzy mają się gorzej niż ja, a nawet nie są tego świadomi. Byłaś niesamowicie przywiązana do ojca, do matki też, ale mniej, a może się mylę? W końcu on zmarł. Byłaś załamana, ale… szybko wzięłaś się w garść. Tak przynajmniej to wyglądało, ale w rzeczywistości pozostałaś delikatną i wrażliwą dziewczyną, którą pamiętałem, gdy była jeszcze mała.  Od tego czasu przestałaś okazywać emocje. Nikt nie zna cię tak jak ja. Widzę, że tęsknisz za ojcem. Nadal wypełnia cię chęć przytulenia się do kogoś, wypłakania się i wreszcie pogodzenia się z jego odejściem. Wydajesz się być bezwzględna, ale taka nie jesteś. Może trochę, ale nie do końca. Jesteś czującą osobą.
-Po co mi to mówisz, Kai? Czego ode mnie chcesz?
Zamknęłam oczy i zanurzyłam głowę, całą twarz. Gdy zmyłam z siebie cały makijaż, wynurzyłam się.
-I co? Co powiesz, Kai? –zwróciłam się do niego. Przyglądał mi się jakiś czas, potem wyciągnął rękę chcąc dotknął mojej twarzy. Zaskoczona tym gestem szybko odsunęłam się do tyłu. Przybliżył się i przejechał opuszkami palców po bliźnie na moim policzku. Wzdrygnęłam się.
-Cicho. –zamruczał i zaczął głaskać.
-Co robisz? –zapytałam rozpaczliwie. –Przestań! Odejdź! Wynoś się! –próbowałam krzyczeć.
-Nie. –szepnął bardzo cicho i z powrotem usiadł na taborecie. Zaczęłam ciężko oddychać. Zapomniałam o ranie na ramieniu, która zdążyła się już zagoić. Osiągnął to, co zamierzał, więc teraz mógł już tylko czekać. Niemal bolało mnie to jak dobrze mnie znał. Wynurzyłam się z wody do połowy i nie bacząc na to, że jestem naga, wyciągnęłam ręce i objęłam chłopaka. Przytulił mnie, chwycił i wyciągnął z wanny. Wcześniej jeszcze ściągnął z siebie bluzę i zarzucił na moje ramiona. Jego dłonie dotknęły moich pośladków.
-Ej! Zrobiłeś to specjalnie żeby mnie pomacać po tyłku! –oderwałam się od niego, zapięłam bluzę pod samą szyję i wyszłam z łazienki prosto do swojego pokoju. Położyłam się na plecach na skórze obok kominka. Kai wiedział, że lubię w ten sposób suszyć się po kąpieli. Długo nie musiałam czekać aż sam przyszedł i usiadł obok mnie.
-Czego ode mnie chcesz nikczemny sługo? –prychnęłam. –Po co mi to wszystko powiedziałeś i co zamierzałeś mi prze to przekazać?
-Że cię kocham, Anno. –powiedział aż poczułam jego oddech na piersi. Usiadłam. I uderzyłam go z całych ( może nie całych, zostawiłam sobie trochę rezerwy) sił w policzek.
-Wynoś się stąd, dupku. W tej. Chwili. –zachrypiałam patrząc mu prosto w twarz.
Kai milczał przez dobrą chwilę. Nagle nachylił się nade mną, ujął moją głowę i delikatnie, ale namiętnie pocałował usta. Nie spodziewałam się tego, więc nie zareagowałam od razu. Zszokowana. Że to zrobił. Chłopak odsunął się powoli.
-Zawsze chciałem spróbować twoich ust.
Opadłam na ziemię nie mając ochoty się podnosić. Chcąc się jeszcze trochę wysuszyć, rozpięłam bluzę do połowy. Przypominając sobie, co bym wtedy odkryła, szybko ją zapięłam. Kai zauważył, że coś ukrywam. Wiedziałam, że nie odpuści mi.
-Mogę zobaczyć?
-A co? Zawsze chciałeś zobaczyć? –prychnęłam. –Może nie chcę żebyś widział, nie pomyślałeś?
-Myślę, że pasuje ci ta blizna na policzku. –zaczął z innej strony. –Nadaje twojej twarzy delikatności, nie wydajesz się być przez to taka surowa.
-Myślisz, że to ci jakoś pomoże? Mam bliznę w kształcie serca na policzku. Ty uważasz, że z nią wyglądam na taką, którą można lekceważyć, na słabą, na miękką. A wyobraź sobie, że wolałabym uchodzić za twardą, więc będę ją zakrywać i basta, a tobie nic do tego. Nie wiem, co sobie myślisz, czy że jak mi będziesz nie wiadomo jakie bzdety opowiadać, że co? Chcesz sobie popatrzeć, tak? Pooglądaj sobie w Internecie porno albo wynajmij sobie dziwkę żeby ci pokazała. –zawarczałam. –A teraz. S p a d a j.
-Przykro mi, Anno. Myliłem się. Jesteś bez serca i nie masz taktu. Nigdy nie myślałem, że możesz mnie aż tak potraktować. Może mnie od razu zabijesz, co? Jaki to wszystko w ogóle ma sens? Nie wierzysz mi, więc co mam zrobić? Naprawdę myślisz, że mógłbym cię okłamać? Jaki to by miało sens twoim zdaniem? Powiedz. Jaki?
-To brzmi jakbyś mówił…
-Nie! Nie chcę słyszeć jak mówisz cokolwiek więcej. Odchodzę. Teraz. Na zawsze. Znajdź sobie nowego służącego. Nie ma sensu bym tu dłużej był skoro…
-Nie, Kai. Powiedz, czego dokładnie chcesz? Uważasz, że mam tam… bombę czy coś? Chcesz bluzę? Jesteś spragniony widoku nagiego kobiecego ciała?
-Chcę żebyś mi zaufała i ulżyła sobie.
-Myślisz, że cierpię? –zapytałam podchodząc do swojego łoża, zrzucając na ziemię bluzę i kładąc się na brzuchu. Przykryłam się do połowy, bo nie było mi zimno.
-Tak. –powiedział kładąc się obok mnie. Zaległa między nami cisza podczas, której zaczęłam odczuwać ból kręgosłupa. Kai zauważył jak się skrzywiłam, przysunął się bliżej i zaczął masować odkrytą skórę.
-Na lewej piersi też mam bliznę, ale już nie taką… słodką jak ta na policzku. –zaczęłam sama nie wiem, dlaczego. –By przekląć mnie jak i Ksennę, matka wyryła nam runy, chciała nas zabić, ale byłyśmy zbyt silne, więc spadła na nas tylko klątwa.
Odwróciłam się do chłopaka i zasłaniając poduszką prawą pierś, pokazałam blizny na tej drugiej.
-To runa śmierci. –Przejechałam po niej palcem. –A ta przemiany. Zofia i Ksenna też takie mają…
-Nie wiedziałem. –szepnął, gdy znów położyłam się na łóżku.
-Skąd mogłeś wiedzieć? Nie chciałam żeby były widoczne. Wolę gdy nikt o nich nie wie. Wiem –uśmiechnęłam się. –to brzmi absurdalnie, bo w zamku mieszka tylko kilka osób. Wcześniej wiedziała tylko moja siostra, teraz wiesz też ty. Zofia jest na razie tego nieświadoma, ale szybko się pewnie dowie…
Kai położył się tuż obok mnie i zaczął głaskać po plecach.
-Nie jesteś sama, Anno. –poczułam jego oddech na nagiej skórze.
-Mówiłeś… prawdę?
-Tak. Kocham cię już od… dawna, ale nigdy nie miałem w sobie na tyle odwagi, by ci powiedzieć. Bałem się tego jak zareagujesz.
-Przemienisz się tej nocy. –stwierdziłam.
-Ale jeszcze nie teraz.
Położyłam się na jego klatce piersiowej. Przykrył mnie kołdrą i złożył pocałunek na nagim ramieniu.
-Powinnam się bać, gdy zobaczę w swoim łóżku wilka?
Nie wiedziałam czy, gdy Kai jest przemieniony, myśli jasno. Mógł być zwierzęciem w większej części, a wtedy mogłam być zagrożona. Mógł mnie zabić. Nieświadomie.
-Zmienię się pewnie podczas snu. Nie bój się. Nic ci nie zrobię.
-Gdy nie jesteś… człowiekiem… myślisz jak wilk?
-Trochę tak, ale nadal jestem człowiekiem. Mam wilcze instynkty, ale potrafię nad nimi panować. Nie musisz się bać, Anno.
-W takim razie… dobranoc, Kai.
-Śpij słodko, Anno.

Otworzyłam oczy czując ruch. Kołdra była rozkopana. Leżałam na krańcu łoża. Po drugiej stronie spał wielki czarny wilk. Jego pierś spokojnie podnosiła się i opadała. Nie miałam pojęcia, kiedy Kai znów będzie człowiekiem, ale miałam nadzieję, że gdy nadejdzie ranek, zobaczę człowieka.
Przytuliłam się do wilka, okrywając nas kołdrą i zapadłam w sen pełen wspomnień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)