czwartek, 30 stycznia 2014

Przejście part 3



Stoi przed nią. Postać. Chyba… skrzydlata. Nie widzi twarzy ani dokładnych rysów, jest w stanie tylko określić płeć. To mężczyzna. Stoi w dość małej od niej odległości, ale pomimo tego wydaje się być zamazany. Porusza się. Emma z trudem powstrzymuje dreszcze, w końcu zaczynają mieć kontrolę nad jej duchowym ciałem.
-Kim jesteś?
Spojrzał na nią. W i e d z i a ł a, że patrzy chociaż nie widziała jego oczu.
-Bardzo boli? –Spytał nie otwierając ust. Słyszała głos nie do porównania. Byś może najbliższe byłoby nazwanie go melodią. Niepojęty, wzniosły i opadający, głęboki jak nieskończoność. Gdy pytanie zawisło w powietrzu, zaczęła mieć coraz bardziej dziwne odczucia. Kręciło się jej w głowie i oczy przestawały widzieć. Czy bolało? Pewnie by rzekła, że jak diabli, ale… nie mogła poruszać ustami. Duchowe ciało jakby drętwiało.
-Będzie jeszcze bardziej.
-Kim jesteś? Albo czym? Dlaczego nie wróciłam? Skąd się tu wziąłeś? Czemu tamta dziewczyna znowu żyje? Przecież ona nie ma szans na życie. Ja mam. Mam sprawne ciało, jej wymaga długiej rehabilitacji. Możesz coś z tym zrobić? Zamień nas. Ona umrze, ja będę żyć. Mam większe szanse na normalność. Jej tam było dobrze, gdziekolwiek była. Weź ją, mnie pozwól wrócić do ciała.
Nie mogąc wykrztusić ni słowa, myślała chociaż zaczynało to być trudne. Mężczyzna stał w bezruchu.
Chciała wrócić do ciała, potem chciała śmierci, ale to było kiedyś. Skoro mogła coś z tym zrobić, dlaczego by nie spróbować poprosić o ciało?
-Ona uwierzyła.
-Uwierzyła? W co? Czym jest ta wiara? Była tak samo niewierząca jak ja jestem. To nie powód, by jej dać drugą szansę, a mi nie.
-Ona uwierzyła i pogodziła się. Została nakierowana na właściwą drogę, której wcześniej nie znała. Ty znasz tą drogę i z niej celowo zboczyłaś. Nic nie mogę zrobić. Sama wybrałaś swój los. Może kiedyś zrozumiesz.
­-Ej, kiedyś? Może kiedyś wrócę, tak?
­-Nie. Nie wrócisz już do tego ziemskiego ciała.
-Dlaczego? Może mogę coś zrobić? Co?
­-Myślisz, że to takie na życzenie? Co chcesz, to się stanie?
-No, nie. Chyba nie…
-Więc widzisz. Ale możesz się uratować, ale to ci chyba nie grozi…
-Co? Jak?
-…przygotuj się na być może i wieczny ból, tak wielki i tak silny, że teraz nie umiesz sobie tego wyobrazić. Cierp w samotności i ciszy. Odpokutuj każdą winę i każdy grzech. Naucz się tego, co w życiu najważniejsze. Musisz znaleźć tą jedyną drogę, którą podążysz. Nie jęcz i nie lamentuj, nie płacz i nie panikuj. Musisz odpracować to, co zniszczyłaś.
-O czym ty gadasz?!
­-Nie wiesz? A może powiesz, że nie pamiętasz? Przypomnij sobie całe swoje życie. Jakie było? Czy każda rzecz jaką zrobiłaś była dobra? Czy nie raniłaś ludzi? Emmo, nie wiesz z czym zadarłaś stawiając stopę na złej drodze i krocząc ścieżką zła.
-Chcesz powiedzieć, że…
-Dokładnie tak. Masz dużo czasu na myślenie. Zastanów się czy warto było w życiu popełnić tyle błędów. A może uda ci się… na pewno się uda. Musisz tylko uwierzyć i… pokochać.
Emma chciała coś na to odpowiedzieć, ale jej myśli zaczęła chłonąć czarna dziura. Oczy rejestrowały tylko ciemność. Mężczyzna zniknął i nie pozostał po nim nawet najmniejszy ślad. Nie było nic.
Dziewczyna przymknęła powieki trawiona palącym bólem. Jak ogień chłonął to, co po niej zostało. Upadła na kolana.
Emma osunęła się w otchłań. W czeluść bez dna pełną jednak nadziei na radość, ale i przepełnioną cierpieniem… oraz żałością za zło, które zostało popełnione.

KONIEC

Zbuntowane anioły

Kolejny bonus <3 dzisiaj "Magicznego kręgu" część druga...

Zbuntowane anioły - Libba BrayZaraz po skończeniu pierwszej części biorę się za drugą. Znacznie grubszą i znaczenie bardziej rozbudowaną.
Powieść jest dla mnie charakterystyczna, bo czytając co jakiś czas robię sobie przerwę i zastanawiam się, co ja bym zrobiła na miejscu Gemmy. Nie potrafię inaczej. Nie spotkałam się też z tym, by dzieło spod pióra kogoś innego pisarza bądź pisarki tak na mnie zadziałało. Przyznaję się również do tego,  ( nie powiedziałam tego wcześniej) iż nie uniknęłam wątpliwości przy kupowaniu trylogii. Bałam się czy przypadnie do mojego gustu. ( raczej nigdy nie lubiłam powieści, które dzieją się w innym czasie niż czasy współczesne; z biegiem dni, tygodni i ogólnie rzecz biorąc czasu.. zmienia się to).

W pewnej chwili zaczęłam się zastanawiać... snuć wątpliwości...

Zbytnie dobro to najprawdopodobniej zło...

Nikt prawdziwe dobry nie może być prawdziwy...

Moje obawy, w chwili gdy chciałam je porzucić, okazały się być słuszne.

Pani Moore dobra i niewinna kobieta, która na lekcji zaczęła opowiadać o Zakonie. Usunięta ze szkoły, gdyż udzielała takich informacji bez zgody dyrektorki. Ale przecież ona była taka miła, kto by przypuszczał...
Na jej miejsce przybywa nowa nauczycielka. Twarda z niej sztuka, nie może uniknąć podejrzeń...

Pozory łatwo mogą nas zmylić. Dobro nie zawsze jest dobrem, a zło złem. Nie można ufać iluzji, którą ludzie  roztaczają dookoła siebie. Czasami tak łatwo dać się oszukać temu, w co chcemy wierzyć.

A co jeżeli obie strony są złe? Komu wtedy zaufasz?
Pamiętaj, że władza zmienia człowieka. Każdy chce tylko jednego...

Podsumowując swoje przemyślenia, opowiem jeszcze o tym tak bardziej ogólnie. Myślę, że książka nie jest do czytania na dwa dni ( poważnie! nie róbcie tak jak ja zrobiłam!). Powinnam pochłaniać ją wolniej, byłoby to bardziej... hm... łatwiejsze by się rozkoszować. Wydaje mi się, że gdy będę ją czytać po raz kolejny, bardziej zapadnie mi w pamięci i spodoba się więcej. Książka jest... a raczej nie jest prosta. Przynajmniej tak ja uważam. Łatwiej czytanie rozłożyć na kilka dni i mieć czas na to by bardziej rozważyć, kto jest sprzymierzeńcem, a kto wrogiem.
Komu zaufać?
Kto stoi po twojej stronie?
A czy ciebie władza nie zmieni i staniesz po przeciwnej stronie swojej dawnej osobowości?

Mroczny sekret

Dzisiaj bonus! Drugi post z recenzją, mam nadzieję, że zachęcę do przeczytania.

Mroczny sekret - Libba BrayLeżała u mnie na półce od dłuższego czasu. Mając na myśli dłuższego, chcę powiedzieć, że naprawdę długo. Nie miałam po prostu czasu, by się zagłębić w treść książki.
Pierwsze wrażenie jest ponoć najważniejsze. Moje było cienkie..a co to oznacza? Od prawie roku na mojej półce leżała część druga wiktoriańskiej sagi, o chyba połowę grubsza od pierwszej, dlatego też gdy wzięłam do ręki "Mroczny sekret" pomyślałam, że książka jest cienka. Przeglądając doszłam do wniosku, że jest raczej standardowych rozmiarów i nie wyróżnia się objętością.
Zaczynając od pierwszego rozdziału zaczęłam się zachwycać, szczególną uwagę skupia opis pierwszej wizji głównej bohaterki, którą przedstawię tylko z imienia, gdyż jest moim zdaniem bardzo nietypowe- Gemma. Wcześniej w ogóle z takim mianem się nie spotkałam. Wracając do opisu, zachwyciłam się nim, bo wydaje się być pełny i obrazowy, jakże i uczucia, odczucia dziewczyny są przedstawione w sposób ciekawy.
Kolejne już rozdziały toczą się w akademii dla dziewcząt. I tu znów wprowadzona zostałam w zachwyt. Budynek jak czarny zamek z gargulcami. Dziwna kobieta, z której brat Gemmy śmieje się, nazywając ją wieszczką i mówiąc, że to modne miejsce.
Zawsze przypadają mi do gustu powieści, gdzie szkoła jest z internatem, a potem dzieją się w niej niezwykłe rzeczy. Po prostu lubuję się w tym.
Zamarzonowa w historii wiktoriańskiej historii, gdzie damy chodzą w gorsetach, a główna postać mieszka w zamczysku z pokrytymi mrokiem gargulcami i do tego Londyn!
Kończą jedną powieść wkraczam do świata kolejnej...

środa, 29 stycznia 2014

Przejście part 2



Dziś. Nadszedł czas. Czuła to, wszystkie zakamarki duszy zaczęły wrzeć, ciało poczęło piec niemiłosiernie. Miała wrażenie, że wszystko pęka, skóra, kości.
Przybiegła jakaś pielęgniarka i woła lekarza. Nie przychodzi. Jest! Patrzą na nią. Emma czuje ich wzrok na ciele. Ktoś tu jeszcze jest. Stoi! Dziewczyna czuje dziwne dreszcze i zwiększający się ból.
Ta chwila. Czuła to wyraźnie. Ręce i nogi, tułów i pusty żołądek. Uśmiechnęła się i westchnęła z ulgą patrząc o c z a m i. Była w ciele. Znowu. Już nie więźniem, lecz kapitanem własnego statku.
Wstała z łóżka i z chytrym uśmieszkiem patrzyła z góry na zszokowanego lekarza i pielęgniarkę.
Nagle jakaś niewidzialna siła zwaliła ją z nóg i odcięła od ciała. Teraz się nad nim unosiła. Ono leżało puste stygnąc i stając się żylaste.  Pielęgniarka zaczęła krzyczeć i wybiegła z pomieszczenia. Lekarz wyglądał jak czymś odurzony, powoli zrobił kilka kroków w tył, potem odwrócił się i też wyszedł.
Emma warknęła zdziwiona, że to słyszy. Wszystko nadal bolało. Zmrużyła oczy. Potem przetarła.

wtorek, 28 stycznia 2014

Przejście part 1

No, a dzisiaj... od drugiej strony poznajmy wizję śmierci...



Co potem? Po wszystkim, gdy czas dobiegnie końca..?
Tej głupiej dziewczynie udało się wyjść z ciała. I do niego powrócić. Wyszła, wróciła, otworzyła oczy, zaczęła mówić i… żyć. Znowu była w świecie żywych, a tam ją przyjęli z otwartymi ramionami płacząc i z uśmiechem na twarzy.
Emma była wkurzona chociaż sama, by tak swojego stanu nie określiła. Użyłaby niecenzuralnych słów i krzyczałaby, ale nie robiła tego, bo i tak by nikt nie usłyszał.
Była… gdzieś. Nie mogła powrócić, nie dała rady poruszać swoim ciałem i nie… mogła umrzeć. Była swoim własnym więźniem. Nie mogła krzyczeć, płakać ani nic, co by spowodowało nawet najmniejszy ruch, drgnięcie ciała. Obijała się tylko o tą powłokę, która była jak kraty; wtedy jakaś aparatura zaczynała piszczeć. Nie wiedziała, co to było, ale się też tym nie interesowała.
Emma uważała, że to jest niesprawiedliwe. Była tu dużo dłużej niż druga dziewczyna z sali, miała zdrowsze ciało i większe możliwości na lepsze życie. A jednak, ta druga wyszła i wróciła. Do rodziny. Przyjaciółki. I chłopaka. Emma nie miała nikogo z takich ludzi, nie miała rodziców ani przyjaciół, nie miała bliskich. Nikt jej nigdy nie odwiedzał, nikt nad nią nie płakał ani jej nie żałował. Była pozostawiona sama sobie.
Walczyła o kontrolę na ciałem, o życie. Do czasu. Do chwili, kiedy tej drugiej dziewczynie się udało. Wtedy straciła nadzieję, Emma czuła się wewnętrznie coraz gorzej. Gdyby mogła płakać, jej łzy błagałyby o śmierć, która nie nadchodziła. Czuła tylko powolne obumieranie swojego ciała. Każda komórka, jedna, druga i kolejna. Stopniowo umierały całe organy. Świadomość tego przynosiła jej pewnego rodzaju ulgę, że w końcu to nastąpi… że w końcu umrze.
Całymi dniami, które wydawały się latami, a może na odwrót, żyła coraz mniejszym fragmentem. Kiedyś wszystko wydawało się prostsze. To tylko po operacji chwilę potrwa. Potem obudzę się i będzie po wszystkim, myślała. Ale tak nie było. Następnie zaś miała inne myśli, jednak były bardzo podobne do siebie. Była pewna czegoś, co się stało tak ulotne, że nadzieja zniknęła.
Ale to normalne. Śpiączka to nie jakiś wieczny sen. Obudzę się, wyjdę z tej sali i pójdę do domu. Przecież nie będę tu całą wieczność. Wszystko się kiedyś kończy.
Ale jej oczy się nie otworzyły. Z każdym dniem była dalej od powrotu. W końcu było jest za daleko, by się odwrócić i postanowić udać się w drogę powrotną.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

To chyba Niebo czyli z pamiętnika Mir part 5



Otworzyłam oczy.
-Mir!
Wszystko tępo bolało. Leżałam na łóżku. SZPITALNYM. A niech mnie. Kopnęłam w kalendarz, a teraz co?
-Mir, ty… żyjesz? Wołajcie lekarza!
Lis patrzyła spokojnym wzrokiem. Moje oczy dawno nie były używane, usta i język tak samo, więc miałam niemały problem przypomnieć jak się formułuje słowa i je wypowiada. Po chwili jednak pamięć zaczęła powracać, w tym momencie do pokoju wpadł mężczyzna w białym fartuchu.
-Nie wierzę.
-Ile? –Spytałam ochryple czując suchość w ustach.
Lekarz podniósł brwi w zdziwieniu i zamyślił się na chwilę, może to było długo, ale czym jest w porównaniu z tym, wieczność?
-Siedem lat. Siedem lat byłaś w śpiączce. Nie wierzę, że żyjesz. Mieliśmy cię dzisiaj odłączyć. Nie było żadnej nadziei, po tak długim czasie… Pamiętasz coś? Co czujesz?
Zastanowiłam się jak wygląda pełne i logiczne zdanie.
-Blask… Światło...
Wszystko ze światła.
-Pozytywne emocje i…
-I? –Lis popatrzyła na mnie. Miałam wrażenie, że dotyka mojej duszy. Czułam jakbym była pełna w środku. Nie fizycznie, oczywiście, ale duchowo. Ogarnęła mnie taka błogość jak nigdy. Gdybym miała wybrać pomiędzy życiem sprzed wypadku, a tym uczuciem, mogłabym umrzeć byleby czuć się tak zawsze. Miałam wrażenie, że można wszystko.
-I… -spróbowałam zacząć patrząc na Lis. Gardło piekło niemiłosiernie, ale musiałam się zmusić do powiedzenia czegokolwiek, albo przynajmniej pomyślenia tego.
-…nie wiem… jak to powiedzieć… czy opisać. –Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze. Bolały mnie żebra. Bolało każde słowo, każda litera i każde otwarcie ust. Miałam wrażenie, że skóra napinając się, targa się. Zabrałam w sobie wszystkie siły i postarałam się powiedzieć jak najwięcej na jednym oddechu i w miarę nieprzerywalnie.
-Mam wrażenie, że coś się zmieniło w… mojej duszy, że… jestem kimś nowym. –Szumiało mi w głowie. Za dużo wzięłam jak na jeden pobór powietrza, coraz bardziej zmęczona starałam się powiedzieć chociaż trochę. Chociaż na jeszcze jedną chwilę usłyszeć swój głos, którego brzmienie już dawno mi uciekło z pamięci.
-Jakbym… odrodziła się na nowo... Wiem, że to… idiotycznie brzmi, całkiem… jakbym zwariowała albo… była szalona, ale… to prawda. Jakby… kurcze! –Wypuściłam powietrze i zrobiłam sobie kilka sekund odpoczynku.
-Nie umiem opowiadać… -Starałam się w sobie wymusić spokój i opanowanie. –A tym bardziej opisywać. To było… takie na początku… dziwne, ale potem… potem…
-Spokojnie, Mir. Wierzę ci. Mów dalej. –Lis położyła mi delikatnie rękę na ramieniu. Nie wiem czy się uspokoiłam choć na moment, ale poczułam się lepiej.
-Ja… to… wszystko słyszałam, co mówiłaś Lis. Ja ci… ja ci… chyba wierzę. To… dziwne i pewnie… tylko ty mnie zrozumiesz… na początku nie rozumiałam nic, ale potem… sprawiłaś, że chciałam wrócić, a… później nauczyłaś, że to… tylko ciało, które i tak… stracę, że mam coś cenniejszego…-trudno mi było wypowiedzieć to słowo i nie wiem czy ktoś w ogóle zrozumiał, co mówiłam. Wydaje mi się, że odczytali to jako bełkot. –W sobie niż ono. To coś, co jest we mnie. Dusza… Niewidzialne… coś, co pozwala… myśleć, tworzyć, podejmować… decyzje i nigdy nie umiera. Nie wiem, gdzie… byłam, ale –zwróciłam się do wszystkich. –Wy chyba tak.
-To chyba… Niebo. –Westchnął John. Popatrzyłam mu w oczy. I zobaczyłam coś, czego nie dostrzegałam wcześniej. Uczucie wielkie jak niezmierzony Wszechświat. Moje oczy zaczęły płakać. Nie powstrzymywałam ich. Chciałam żeby słone krople płynęły. Tak dawno nie wzruszyłam się, tak wiele chwil minęło. Tak dużo…
-To chyba… Niebo. –Powtórzyłam. –To NA PEWNO Niebo. –Stwierdziłam kiedy John zbliżył się do łóżka.

KONIEC

niedziela, 26 stycznia 2014

To chyba Niebo czyli z pamiętnika Mir part 4



Tego dnia, mogła to też być noc, wstałam myśląc, że odkąd jestem tutaj, tu gdzie istnieję, wiele w moim rozumowaniu przeszło zmianę. Od chęci ucieczki poprzez pragnienie powrotu zaakceptowałam to, że mogę tutaj już zostać do końca. Byłam pogodzona. Wiedziałam, że Lis już dawno skończyła szkołę i zaręczyła się z jakimś chłopakiem. Czasami udawało się jej coś mi o tym napomknąć.
Byłam świadoma, że bycie tutaj, gdziekolwiek to się znajdowało nie jest złe. Nie doświadczałam negatywnych emocji, istniałam światłem i spokojem. Czułam się gotowa na informację, że już nie zobaczę nikogo z tych, których kochałam.
Jak co dzień stanęłam naprzeciwko swojego trupiego szpitalnego łóżka. Lis już była, i nie tylko ona. Byli też rodzice i John. Pierwszy raz wszyscy w komplecie.
-Mir. Ja wierzyłam do końca, wiedziałam, że On zrobi to, co będzie dla ciebie najlepsze i mam nadzieję, że słyszałaś każde moje słowo i odpowiednio cię przygotowałam na to, co dzisiaj nastąpi.
-Co się dzisiaj stanie, Lis? –Szepnęłam chociaż wiedziałam, że mnie nie słyszy i nie ma pojęcia, że stoję tuż obok.
-Dzisiaj umrzesz, Mir. Tym razem na serio i nieodwracalnie. Za dziesięć minut, ale pamiętaj Mir, że to TYLKO ciało.
Zakręciło mi się w głowie i popłynęły łzy. Po raz pierwszy, gdy tutaj jestem poczułam się zmęczona i wszystko promieniowało maksymalnym bólem. Zamknęłam oczy i zasłoniłam ręką. Miałam wrażenie, że maleję.