Anna
wygięła się w łuk i zaczęła wokół niego tańczyć. Chłopak wyglądał jak w
transie. Jego ruchy były powolne, opóźnione. Dziewczyna wirowała wokół, krucze
postacie nieprzerywalnie grały na bębnach. Ksenna przyglądała się siostrze nic
nie mówiąc. Zastanawiałam się czemu ma służyć to całe przedstawienie. Nie
potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie w inny sposób jak ten, że plotki w
miasteczku były prawdziwe. Że tak oto, w samej bieliźnie stojąca, miałam przed
sobą najprawdziwsze wiedźmy, które właśnie odprawiały jakiś rytuał. Nie
wiedziałam tylko jaki. Kamil zaczął ospale tańczyć wokół Anny, ona z uśmiechem
kusicielki zaczęła co jakiś czas szeptać mu coś do ucha. Popiół unosił się pod
ich stopami. Przesłaniał widok, ale i tak ruchy pozostawały w miarę wyraziste.
Chłopak zaczął obejmować dziewczynę od tyłu. Przerażona patrzyłam, co będzie dalej. Wtem rozległo się wycie
wilka. Anna zaczęła się jeszcze szerszej uśmiechać. Poruszała rytmicznie
biodrami, oparła głowę na ramieniu Kamila. On przycisnął usta do jej szyi. Jego
pocałunki kreśliły drogę aż do dekoltu. Wyglądały zbyt idealnie. Wilk znów
zawył. Wtedy Anna zrobiła coś, czego bym się w życiu nie spodziewała. Najgorsze
było jednak to, że nie poczułam strachu, gdy to zobaczyłam, ani też nie byłam
wstrząśnięta. Spłynęło to po mnie jak po kaczce. Chociaż nie powinno.
Dziewczyna
oderwała się od chłopaka. Szybkim ruchem dobyła sztylet przyczepiony do uda.
Jednym ruchem wbiła go w pierś Kamila. Dla przypieczętowania swego czynu,
złożyła mu na ustach delikatny pocałunek, po którym wyzionął ducha.
Stałam i
patrzyłam. Paulinna zdjęła mi swoją dłoń z ust. Mogłam krzyczeć. Milczałam.
Kobieta puściła mnie. Mogłam do niego pobiec. Stałam w miejscu. Mogłam uciec.
Nie poruszyłam się nawet. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to wszystko robią.
Anna wytarła ostrze białą szmatkę. Potem zakrwawionym materiałem potarła ziemię
obok ciała Kamila, potem jego pierś. Odeszła kilka kroków. Zamachnęła się i
rzuciła sztylet. Trafił prosto w tętnicę chłopaka. Krew zalała strumieniami
ziemię, ubranie, skórę Kamila. Dziewczyna oblizała usta. Przez chwilę myślałam,
że rzuci się mu do szyi i zacznie pić. Ale nie. Bębny ucichły. Anna jeszcze raz
zwilżyła wargi. Wyciągnęła ostrze i zakreśliła krąg wokół ciała. Krwisty krąg. Najbardziej
wstrząsało mną to, że nie potrafiłam się przejąć śmiercią kolegi z klasy. Od
dawna już nie płakałam na pogrzebach, smutnych filmach. Moja przemiana w
nieczułą osobę zaczęła się już dawno temu. Teraz oglądałam skutek swej
ewolucji. Znieczulica chyba na dobre zagnieździła się w moim sercu. Nie
uroniłam ani łezki. Nawet nie zrobiło się mi przykro. To smuciło mnie
najbardziej. Czułam się jakbym utraciła cząstkę siebie.
Moje
przemyślenia przerwała nagła cisza. Uniosłam oczy. Krucze postacie zamieniały
się po kolei w kruki poprzez wcześniejszy popiół. Każdej przemianie w ptaka
towarzyszyło zwęglone ludzkie ciało, które w kilka sekund później, stawało się
górą popiołu. Teraz już wiedziałam, dlaczego nigdzie nie było trawy.
Kruki
otoczyły ciało Kamila. Krew przestała płynąć. Ptaszyska jeden po drugim
zatapiały swe dzioby w szkarłatnym płynie.
Wydawały przy tym powarkiwania niczym wściekłe psy. Gdy skóra, ziemia i
ubranie były już oczyszczone. Mam na myśli, że nie było już żadnych śladów
krwi, czarne ptaki zaczęły latać nad Kamilem. Popiół znów się uniósł, tym razem
dużo gęstszy. Nie widziałam już prawie nic. Ciemność rozlała się w postaci
prochu i na dobrych kilka minut nie pozwoliła zobaczyć, co w tym czasie
poczynają jej dzieci. Stałam zdenerwowana i czekałam aż zobaczę białe kości
moje kolegi z klasy, którego właśnie zżerały te parszywe stworzenia. To znaczy,
tak mi się wydawało, że zjadały, bo nie widziałam dobrze poprzez mrok.
Niespodziewanie
jak kurtyna opadł i popiół. Na ziemi, gdzie leżało ciało Kamila, były teraz
same ubrania. I kruk. Taki jak wszystkie inne. Czarny i nieduży. Nie zdążyłam
mu się przyjrzeć, bo zaraz dołączył do innych.
-Teraz
ty. –głos Paulinny wydawał się tak głośny, że aż krzyknęłam. Oszołomiona
zobaczyłam blask jej noża. Zadziałała szybko. Nie miałam czasu zareagować.
Wyrysowała mi zaczynającą się na mostku, a kończącą na lewej piersi, runę. Krew
wypełniła symbol kolorem. Poczułam pieczenie.
Kobieta znów coś narysowała. Kolejną runę, która przecinała poprzednią.
Znałam
runiczny alfabet. Kiedyś miałam koleżankę, która mi powiedziała, że wiedźmy
Carbonów posługują się nim w komunikacji pisemnej. Od razu się go też
nauczyłam. Wiedziałam zatem, co wypełniało się krwią na mojej piersi. Dwa
symbole. Dwie runy. Pierwsza z nich to runa przemiany. Druga to śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)