Pokój ze światła stał się moim nowym
środowiskiem życia przez wiele dni. Codziennie budziłam się na tym dziwnym
łóżku i szłam do szpitala patrząc na swojego trupa i obserwując jego bezruch.
Był to czas rozmyślań i analizy wielu
błędnych decyzji w moim życiu. Tak dzień w dzień powtarzał się plan, jednak
rozważania się zmieniały. Zastanawiałam się nad coraz większą ilością kart
swojego istnienia. Dochodziłam do wielu różnych wniosków. Czasami sprzeczne
rozumowanie przeczyło faktom. Czasu mi nie brakowało, jego bieg rozpoznawałam
tylko po zmianie ubrania odwiedzających mojego trupa osób. Nie było wiele
takich ludzi, którzy by wypowiedzieli choć dwa słowa. Tylko Lis za każdym razem
opowiadała mi o innych swoich przemyśleniach na temat mojego powrotu. Do tego
stopnia była przekonująca, że nawet nie wiem kiedy zaczęłam coraz bardziej
pragnąć posiadania ponownej władzy nad swoim ciałem. Rany na nim się nie
chciały goić, gips ściągnięto, ale całe było wychudzone, policzki zapadnięte.
Jak tak dalej pójdzie odleżyny będą coraz większe. Nic nie wróżyło nic dobrego,
ale zaczęłam w pewnym momencie wierzyć, że istnieję nadal, bo mam duszę. Że
unoszę się, bo ludzki duch ma coś jakby skrzydła. Że czuję, że rozumiem i
myślę, bo jakaś cząstka mnie nadal istnieje, ale została odłączona od ciała.
Pojęcie tego zajęło mi, głowę dam… że jakieś pięć lat, ale mogło to być dłużej.
Mój trup starzał się w dość dziwnym tempie, więc ciężko było w nim wiele rzeczy
dostrzec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)