środa, 15 stycznia 2014

Srebrny scyzoryk part 2



***
Weszłam cicho do domu, tak by zostać niezauważona, ale nie udało mi się to. Plan nie wypalił.
-Gdzieś się znowu szlajała?
Ojciec siedział na fotelu i palił papierosa. Obok niego, na podłodze leżały dwie przewrócone puste puszki po piwie.
Zesztywniałam ze sterowana. Zwinęłam dłonie w pięści starając sobie dodać odwagi, chociaż wiedziałam z doświadczenia, że to nie działa. Spojrzał na mnie i głośno beknął, potem rzucił niedopalonego papierosa na dywan i przygasił butem.
-Mówię do ciebie! Podejdź tu! Już!
Nie byłam w stanie się poruszyć. Moje całe ciało było sparaliżowane przez strach. Nie potrafiłam ani podejść bliżej ani uciec. Byłam w pułapce, chciałam zamknąć oczy i marzyć by ten koszmar się skończył. Ale nawet tego za bardzo się bałam. Nie chciałam zaryzykować, że przez nieuwagę coś mi się stanie.
Ojciec wstał z brązowego fotela i chwiejnym krokiem podszedł do mnie. O! jak bardzo chciałam stąd uciec, ale miałam w sobie wroga. Nie mogłam zapanować na samą sobą, by wziąć nogi za pas i zwiać. Czy to naprawdę było aż takie trudne? Niemożliwe. To tak prozaicznie prosta czynność. Dlaczego?!
-Cała matka. –wycedził przez zęby. –Wykapana dziwka.
-Mama nie była… - nie dokończyłam, bo jego cios był tak mocny, że upadłam na ziemię trzymiąc się za obolały lewy policzek i oko. Miałam wrażenie jakby wszystko wylewało mi się z czaszki. Jakby przez oczy zaraz miało mi wszystko wypłynąć. W głowie mi szumiało. Jakbym tonęła. Wszystko zakrywała granatowa morska toń.
Proszę! Pozwól mi teraz umrzeć! Nie wytrzymam już tego dłużej. Łzy lały mi się po twarzy, wszystko piekło, oj. Wss. Piecze, uu auuua! Z trudem otworzyłam oczy, na prawe nie widziałam nic. Kompletnie nic. Pusta czarna dziura. Przerażenie wspinało się po mnie niczym pająk tkający swoją sieć. Rozgałęziało się na coraz mniejsze odcinki. Oplatały mój umysł. Drżąc na całym ciele, spróbowałam się podnieść, ale on uderzył mnie po raz kolejny, mocniej. Opadłam bez sił na ziemię.
Zabij mnie! Proszę! Łkałam w myślach. Ale nikt mnie nie wysłuchał.
Zamknij się! Warknęłam.
-Co ty? Warczysz na mnie? Zaraz cię nauczę jak się zwracać do ojca!
Dobra, przyznam się bez bicia. Czasami mam wrażenie jakby cierpiała na rozdwojenie jaźni. Teraz tak miałam. To nic, że ból mnie zżerał, że nie widział nic na lewe oko. Może to był jakiś mechanizm przetrwania, może nie. Nie miałam pojęcia, ale tylko on mnie w jakiś sposób bronił…
Ojciec chwycił mnie za włosy i pociągnął do góry. Bolało, że aż wstałam. Zasyczałam. Au!
-Zaraz się nauczysz!
Jedną ręką cały czas trzymał moje długie włosy, a drugą zwinął w pięść i wziął zamach. W tym momencie wyłączyłam się. Moje ciało włączyło automatycznego pilota. A ja nic nie mogłam na to poradzić. Napięłam się, kopnęłam go w krocze, a gdy się skrzywił, uderzyłam go kolanem w podbródek. Zaklął siarczyście. Naprężyłam się i wycelowałam pięść w jego twarz. Momentalnie pochwycił moją dłoń i zmiażdżył w uścisku, że aż zapiszczałam roniąc kolejne łzy. Wściekły zaczął wrzeszczeć i spoliczkował mnie dwukrotnie. Potem kopnął w brzuch. Zwinęłam się i zrobiłam mały kroczek w tył. Głupia! Nie daj się! Coś we mnie krzyczało, ale coraz ciszej. Ledwo słyszalnie. Czułam jak krew spływa mi po twarzy. Ojciec wykrzywił usta w czymś na kształt złośliwego uśmieszku. Otworzyłam usta starając się pobierać jakoś tlen, bo przez nos się nie dało. Nie wiem czy go jeszcze miałam, bo to miejsce wydawało się promieniować największym bólem. A może wydawało mi się? Kręciło mi się w głowie. Zaczynałam mylić górę z dołem, wszystko się zaczęło zlewać. Nie mogłam na to pozwolić. Zacisnęłam mocno zęby i natychmiast tego pożałowałam. Zawyłam z bólu wypluwając jakieś białe małe… Zęby! Nie!
Ojciec nachylił się nade mną.
-Jak się czujesz córeczko? Lepiej czy poprawić?
Jego głos był nadzwyczajnie miły. Chciałam mu coś zrobić. Wyrządzić krzywdę, ale nie mogłam. Ledwo oddychałam, nie mówiąc już o zrobieniu czegoś innego. Tak mnie wszystko bolało. Pulsowało. Musiałam uciekać! Musiałam… oczy mi się tak jakoś same zamknęły, padłam nieprzytomna na ziemię.
***
Podniosłam się czując wszechobecny ból. No dalej! Wstawaj! Darłam się do siebie w myślach. Zanim wróci! Musisz stąd uciec, bo jak wróci, uderzy cię po raz kolejny!
Wstałam i ledwo poruszając nogami udałam się do drzwi. Mogłam iść tylko do jednej osoby. Tylko jeden człowiek mógł użyczyć mi schronienia, mój chłopak. Miałam naprawdę wielkie szczęście, że go miałam. Bez niego dawno by mnie już nie było na tym świecie. Nieraz się zastanawiałam, dlaczego ze mną jest. W szkole była jedna dziewczyna, która kiedy tylko mnie widziała, krzyczała, że „ona daje mu dupy! Tak to by już dawno z nią zerwał.” Taka plota też chodziła po szkole, ale nie miała nic wspólnego z prawdą. Mój chłopak nie naciskał, nawet nigdy nie rzucił takiej propozycji. Nie ma co sobie życia komplikować niejasnymi sprawami, życie i bez tego nie jest proste.
Szurając stopami dotarłam jakoś do jego domu, na szczęście nie mieszkał daleko. Tym lepiej dla mnie. Jego pokój był na dole, a drzwi z pola były często otwarte, bo się wietrzyło. A że wychodziły na tył ogrodu,- nie było potrzeby ukrywania się przed wścibskimi spojrzeniami sąsiadów.
Wykończona dowłóczyłam się do drzwi, były otwarte, ale zasłonięte brązową zasłoną. Pozwoliłam sobie wejść do środka. Zanim moje oczy się przyzwyczaiły do lekkiej ciemności, chwila minęła. Wtedy zobaczyłam dwoje ludzi całujących się na łóżku. Oni też mnie spostrzegli. Chłopak podbiegł do mnie.
-Kotku to nie tak…
Wtedy mi się przypomniało coś dziwnego. Miałam w kieszeni scyzoryk. Bardzo ostry. Nosiłam go zawsze przy sobie, bo był jedyną pamiątką po mamie. Wyciągnęłam go teraz i przyjrzałam mu się dokładnie. Takie piękne ostrze. Pewnie nigdy nie spadła na niego kropla krwi.
Czas go wypróbować.
Chłopak rzucił się na mnie próbując zatrzymać to, co właśnie zrobiłam, ale było już za późno.
Krew plamiła moją skórę, srebrne ostrze scyzoryka, podłogę, jego dłoń, która chciała zabrać mi pamiątkę po mamie.
-Zostaw! Puść go! –krzyczał. –To nie tak!
To było całkowicie bez sensu. Czy miało jeszcze jakieś znaczenie?
-Spadaj na drzewo. –rzuciłam.

KONIEC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)