niedziela, 26 stycznia 2014

To chyba Niebo czyli z pamiętnika Mir part 4



Tego dnia, mogła to też być noc, wstałam myśląc, że odkąd jestem tutaj, tu gdzie istnieję, wiele w moim rozumowaniu przeszło zmianę. Od chęci ucieczki poprzez pragnienie powrotu zaakceptowałam to, że mogę tutaj już zostać do końca. Byłam pogodzona. Wiedziałam, że Lis już dawno skończyła szkołę i zaręczyła się z jakimś chłopakiem. Czasami udawało się jej coś mi o tym napomknąć.
Byłam świadoma, że bycie tutaj, gdziekolwiek to się znajdowało nie jest złe. Nie doświadczałam negatywnych emocji, istniałam światłem i spokojem. Czułam się gotowa na informację, że już nie zobaczę nikogo z tych, których kochałam.
Jak co dzień stanęłam naprzeciwko swojego trupiego szpitalnego łóżka. Lis już była, i nie tylko ona. Byli też rodzice i John. Pierwszy raz wszyscy w komplecie.
-Mir. Ja wierzyłam do końca, wiedziałam, że On zrobi to, co będzie dla ciebie najlepsze i mam nadzieję, że słyszałaś każde moje słowo i odpowiednio cię przygotowałam na to, co dzisiaj nastąpi.
-Co się dzisiaj stanie, Lis? –Szepnęłam chociaż wiedziałam, że mnie nie słyszy i nie ma pojęcia, że stoję tuż obok.
-Dzisiaj umrzesz, Mir. Tym razem na serio i nieodwracalnie. Za dziesięć minut, ale pamiętaj Mir, że to TYLKO ciało.
Zakręciło mi się w głowie i popłynęły łzy. Po raz pierwszy, gdy tutaj jestem poczułam się zmęczona i wszystko promieniowało maksymalnym bólem. Zamknęłam oczy i zasłoniłam ręką. Miałam wrażenie, że maleję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)