czwartek, 23 stycznia 2014

Żółte wody. Niech miecze w ogniu walki pozostaną skąpane part 3



Wcześniej

Wszedł do stodoły, czy też szopy i prawie od razu ją zauważył. Siedziała skulona w rogu i cała drżała. Szare lub brązowe ubranie było trochę brudne, ale znakomicie się komponowało z kolorem jej włosów; jasnych prawie białych. To dlatego była tak łatwo dostrzegalna na tle tej ciemni. Podszedł bliżej, stał i czekał aż na niego spojrzy. Czekał na jej reakcję, która nastąpiła prawie od razu. Dziewczyna podniosła głowę i ukazały mu się najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widział, jak gwiazdy na połaci nocnego nieba, świeciły roniąc łzy. Podszedł jeszcze bliżej i chwycił ją za rękę, pociągnął ku sobie aż stanęła na nogach. Nie puścił, ona nie próbowała się wyrwać. Ujrzał w niej najbardziej bezbronne stworzenie jakie można spotkać, małą i drobną sarenkę, która wpadła w sidła kłusownika. Uśmiechnął się pod nosem, ona rzuciła mu niepewne spojrzenie. W tych gwiazdach widział, że ona wie. Że jej serce wskazuje na niego, na mordercę jej rodziców. Pociągnął ją za sobą, spróbowała się wyrwać, ale nie pozwolił na to.
-Jeżeli chcesz mi to zrobić to mnie zabij… -Szepnęła bardzo cicho, ledwo słyszalnie.
-Skąd ta myśl?
Do szopy wpadł barczysty mężczyzna i zmierzył wszystko wzrokiem. Rzucił przyjazny uśmiech do chłopaka.
-Ładna, ale wiesz, że Petro nie pozwoli ci jej zatrzymać. Sam ją sobie weźmie. Jak wszystkie inne…
-Ech, Petro mnie lubi.
-Tu nie ma nic do lubienia albo nie lubienia. On rządzi, nie ty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)