Wcześniej
Wszedł do stodoły, czy też
szopy i prawie od razu ją zauważył. Siedziała skulona w rogu i cała drżała.
Szare lub brązowe ubranie było trochę brudne, ale znakomicie się komponowało z
kolorem jej włosów; jasnych prawie białych. To dlatego była tak łatwo
dostrzegalna na tle tej ciemni. Podszedł bliżej, stał i czekał aż na niego
spojrzy. Czekał na jej reakcję, która nastąpiła prawie od razu. Dziewczyna
podniosła głowę i ukazały mu się najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek
widział, jak gwiazdy na połaci nocnego nieba, świeciły roniąc łzy. Podszedł
jeszcze bliżej i chwycił ją za rękę, pociągnął ku sobie aż stanęła na nogach.
Nie puścił, ona nie próbowała się wyrwać. Ujrzał w niej najbardziej bezbronne
stworzenie jakie można spotkać, małą i drobną sarenkę, która wpadła w sidła
kłusownika. Uśmiechnął się pod nosem, ona rzuciła mu niepewne spojrzenie. W
tych gwiazdach widział, że ona wie. Że jej serce wskazuje na niego, na mordercę
jej rodziców. Pociągnął ją za sobą, spróbowała się wyrwać, ale nie pozwolił na
to.
-Jeżeli chcesz mi to zrobić to
mnie zabij… -Szepnęła bardzo cicho, ledwo słyszalnie.
-Skąd ta myśl?
Do szopy wpadł barczysty
mężczyzna i zmierzył wszystko wzrokiem. Rzucił przyjazny uśmiech do chłopaka.
-Ładna, ale wiesz, że Petro nie
pozwoli ci jej zatrzymać. Sam ją sobie weźmie. Jak wszystkie inne…
-Ech, Petro mnie lubi.
-Tu nie ma nic do lubienia albo
nie lubienia. On rządzi, nie ty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)