***
-Kogo ja widzę? Przyszedłeś świętować jak co roku. Ile
to już stary liczysz wiosen?
Mężczyzna o mysiej twarzy z dużym brzuchem nalał sobie
do ust piwa z wielkiego drewnianego kufla. Kimkolwiek był, znał kapitana.
Kartagina przyjrzała mu się. Mógł mieć około pięćdziesiątki, może więcej, może
mniej.
-Dzisiaj pierwszy maj, w dupę chlaj dwudziesty ósmy
raz, brachu. Kim jest ta dziewka?
Kapitan odruchowo spojrzał na Kartaginę, a ona na
niego.
-Moja. Powiedz właścicielowi, że idę do pokoju, tego co
zawsze.
-Masz. Weźcie piwo.
Mężczyzna z brzuchem przesunął w ich kierunku dwa
kufle.
-Bierz. –Rozkazał kapitan. Z trudem się powstrzymała,
żeby nie splunąć mu w twarz.
***
-Pij.
-Nie chcę.
-Przecież chciało ci się pić.
-Poczekam aż się schlejesz. Odbiorę ci nóż i pieniądze.
Potem zabiję, a ciało wyrzucę przez to okno. –Dziewczyna wskazała ruchem głowy
nieduży otwór w ścianie. –Potem dopiero się spokojnie napiję.
-Mam mocną głowę. Nie licz na to.
Kapitan położył się na zniszczonym łóżku z kuflem piwa
w ręce. Stała nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
-Dlaczego mnie wtedy uwolniłaś? Powiedziałem ci, że zdradziłem
twojego ojca, potem go zabiłem, a ty mnie uwolniłaś. To nie było ani mądre ani
logiczne.
-Życiem rządzi paradoks. Sama nie wiem, dlaczego to
zrobiłam, ale jedno wiem na pewno. Więcej nie popełnię tego błędu i nie wypuszczę
wroga.
Kartagina stanęła przy prowizorycznym oknie i patrzyła,
co się dzieje na zewnątrz, wtedy usłyszała świst i część jej długich włosów
wylądowała na ziemi. Kapitan stał za nią, przeszedł po jej plecach dreszcz.
Uderzyła go łokciem w żebra, gdy się cofnął kopnęła w brzuch.
-Nigdy nie dotykaj moich włosów!
Chciała odebrać mu nóż, ale ją obezwładnił. Teraz
leżała na ziemi próbując się wyrwać. Był silniejszy.
-Kobiety do załogi nie przyjmą, więc zrobimy z ciebie
faceta. Umiesz walczyć, zmienimy w tobie parę rzeczy i będzie cacy.
-Nie zrobisz ze mnie faceta! Prędzej…
-Co prędzej? Powiesz coś niemożliwego? Co uważasz za
najbardziej niemożliwe? Wszystko się da zrobić. Trzeba tylko chcieć.
-Tak? Prędzej będziemy razem gruchać jak dwa gołąbki
niż ty dotkniesz moich włosów jeszcze raz.
-Hm. Masz wymagania…
-…i nie licz na to.
-Na co?
-Na jedno ani drugie. Wypiję to piwo, ty oddasz mi mój
nóż i sakiewkę i się rozstaniemy.
Wyciągnął sakwę kupca z kieszeni, pieniądze wrzucił
powrotem do kieszeni, a sakiewkę położył obok jej głowy.
-Proszę, sakiewka, noża nie dostaniesz. Liczysz na to,
że cię puszczę?
-Liczysz na to, że cię nie zabiję?
-Chcesz seksu. Dlatego jeszcze nie odeszłaś.
Splunęła mu w twarz.
-A pozwoliłbyś mi, dupku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)