czwartek, 29 sierpnia 2013

Kartagina part 17



Stała na zimnym już piasku, ocean rozbijał się o urwiste brzegi ziemi nieopodal. Tutaj zaś płaskie wybrzeże spokojnie odbierało ciosy wody.
Zmrużyła oczy oślepiona blaskiem księżyca, jak tknięta zabójczym promieniem słońca. Rażona jasnością padła na kolana rękami zasłaniając twarz. Parząca aura zaczęła połyskiwać. Coś przed nią było. Coś, ktoś, nie było wyraźnie widać, wszystko zamazane.
Powoli świat zaczął blednąć, zgasło słońce i zajarzył się księżyc, ciemniejąc równie szybko. Dopiero wtedy odsłoniła oczy i ujrzała, kim jest postać w oddali, w odległości dźwięku. Ojciec. Zmęczona twarz oczekiwała na jej spojrzenie. Dziewczyna wstała i zrobiła kilka kroków w przód, gdy jednak to uczyniła on zaczął się cofać. Stała więc i marzyła, że on się zachce odezwać.
-Czym jest zemsta, córko?
Uniosła wyżej oczy.
-Czego chcesz teraz, córko w życiu? Tylko mi nie mów, że jej nie pragniesz. Wiem to. Wiem, co czujesz. Czego pragniesz…
-Ojcze?
-Chcesz wskoczyć do oceanu z kulą armatnią u szyi. Głupia jesteś córko, nie zrozumiałaś nic z mojej lekcji. Chcesz się rzucić na pożarcie. Nie tak cię wychowałem i nie tego od ciebie oczekiwałem. Ranisz mnie postępując na bakier z kodeksem.
-To twój kodeks.
-Mój, mojej córki i mojej załogi. Mego ojca i mego ucznia. To kodeks życia, esencja życia, łódź i kompas w morzu zagubienia i zbłądzenia, ale ty ją tracisz, córko. Kartagino, zanurzasz się w przeklętej wodzie zła puszczając ostatnie sznury wiążące cię ze mną. Jeżeli tego chcesz, nie będę ci narzucał własnej woli, ale bądź wtedy przeklęta i nie waż się wspominać mnie. Zapomnij żem był twym ojcem.
-Tato… -pisnęła załamana ledwo trzymając się na nogach. –Kim mam być? Co robić? Komu wierzyć i ufać?
-Słabisz mnie córko. Zadajesz mi te wszystkie pytania? A więc jesteś słaba.
-Tato! Nie odchodź!
-Jesteś zbyt słaba by pogodzić się z nowym życiem? Kartagino, dasz sobie sama radę, nie potrzebujesz mnie.
-Będę tęsknić. –Zapłakała.
-Na nic twe łzy, dziecko, bo życia kilka kropel jeszcze nigdy nikomu nie przywróciło.
-Czy zobaczę cię jeszcze kiedyś?
-Pewnie nie. Odchodzę. Masz w sobie dość siły, by ułożyć cały świat na nowo. Zapomnij o mnie, jak cię uczyłem.
***
-Jaki plan Creppa? On ma jakiś plan?
-Nie ma. Rano go stracili.
-Dlaczego…
-I jaki?
-Tak, chyba tak.
Nie rozumiała już niczego, kapitan dalej żył, Creppa stracono. Lepiej, zanim to zrobiono miał jakiś plan. Młody stał teraz blisko niej. Stanowczo zbyt blisko, dlaczego się jej nie bał? Dlaczego nie myślał, że może go zabić? Czy faktycznie wierzył w dane sobie obietnice? Czy miało to dla niego większą wartość niż dla niej?
-Mam parę pytań… nie rozumiem..
-Czego?
-Ciebie. Na statku kiedy na nas napadliście traktowałeś mnie jak szmatę, teraz jesteś… normalny. No, powiedzmy, prawie normalny.
-Mało jesteś rozumna jak na córkę starego kapitana. Miałem pod sobą całą załogę, żeby utrzymać władzę człowiek robi wiele, ale część zostaje mu już w krwi, staje się jego częścią. Fragmentem nowej osobowości. Nie licz na to, że jak się następnym razem spotkamy będę miły lub też nie. By coś osiągnąć trzeba umieć zawalczyć o cel, żeby go zdobyć.
-Mhm. Jaki był ten plan?
-To już nie ma znaczenia, bo jutro rano dobijemy do brzegów Hiszpanii. Nie mieszkałaś w głębi kraju, więc szybko znajdą dom twojej matki i ograbią. Nie licz, że coś się ostoi.
-A co z nami?
-A co piraci robią z jeńcami?
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)