wtorek, 20 sierpnia 2013

Kartagina part 8



***
Zaczęła kręcić nadgarstkami. Opuchlizna zeszła, sznury były poluzowane. Spróbowała się uwolnić. Udało się. Kartagina się uśmiechnęła. Wstała i się naciągnęła.
-Jak to zrobiłaś? Uwolnij mnie. –Młody kapitan odwrócił się do niej próbując rozwiązać krępującego go więzy. Nie udało się.
-Zamknij się. Zostawię cię żebyś tu zgnił.
Rozejrzała się w poszukiwaniu miecza lub noża. Wszędzie panował nieład, śmieci walały się tu i ówdzie. Przeszukała całe pomieszczenie. Nie miała już pomysłu, gdzie szukać. Przejrzała wszystko jeszcze raz. W końcu udało się jej znaleźć nieduży nóż.
-Przykro mi z powodu twojego ojca. –Odezwał się młody kapitan.
-Przykro ci? Przykrość może płynąć z serca. Może być też przykro, bo czuje się, że powinno się. A tobie jak jest przykro? Żałujesz tego?
-Nie.
-No właśnie, mówisz, że ci przykro, bo czujesz, że powinieneś to powiedzieć. Ale jaki to ma sens skoro tego nie żałujesz? Żaden.
-Mówisz jak twój ojciec. Jaka ci dał ostatnią lekcję? Zgaduję, że o uczuciach. Mam rację?
Kartagina zamarła w bezruchu. Świdrowała chłopaka wzrokiem.
-Znałeś go?
-Lepiej.
-To znaczy?
-Zawsze z nim pływałaś?
Nie pływała. Kiedyś mieszkała z matką na lądzie. Pamiętała jak ubierała się w suknie. Lubiła się czuć kobieco, ale też wiedziała wtedy, że jest bezpieczna i było spokojnie. Potem matka umarła, a ojciec wziął ją na pokład swojej statku.
-Znałem twojego ojca od zawsze. A może to on znał mnie od zawsze. Mój ojciec oddał mnie do niego na służbę, potem mu sprzedał. I tak zacząłem pływać z twoim ojcem po morzach. Nauczył mnie walczyć, nauczył żyć. Stał się kimś bliższym dla mnie niż moja własna rodzina. On traktował mnie jak syna i kochał jak syna.
-Nie wiedziałam.
-Zdradziłem go. I nie żałuję. Osiągnąłem dużo. Stanąłem na czele bandy piratów jako kapitan. Od małego sprzedanego dzieciaka dotarłem do etapu, kiedy człowiek jest kimś.
-Ile masz lat?
-Dwadzieścia siedem.
Był niewiele od niej starszy. W tym roku kończyła dwudzieste czwarte urodziny.
Osiągnął wiele, ona była w porównaniu do niego nikim.
Ktoś nacisnął klamkę, dziewczyna szybko usiadła na ziemi tyłem do kapitana, nóż położyła obok siebie, ręce dała za plecy i ugięła prawą nogę, żeby zasłonić ostrze. Gospodarz wszedł do izdebki. Kartagina poczekała aż się zbliży, wtedy wstała i szybkim ruchem uderzyła mężczyznę w brzuch. Stanęła za nim i przyłożyła mu nóż do szyi.
-Gdzie masz jakieś miecze albo noże?
-Jak Boga kocham, nie mam. Przysięgam.
Przecięła mu delikatnie szyję. Krew splamiła bladą skórę.
-To nie ma sensu. On nie ma broni. –Odezwał się młody kapitan. Kartagina wbiła ostrze w brzuch gospodarza. Padł na ziemię.
-Uwolnij mnie. Nic ci nie zrobię.
Dziewczyna przecięła jednym ruchem sznur kapitana i ostrożnie wyszła z domku.
Nagle ktoś naskoczył na nią od tyłu. Kopnęła go. Puścił. Chwycił ją za nadgarstki, przycisnął do ściany i stanął na stopach. Nie mogła się ruszyć.
Kapitan.
-Zostaw mnie.
-Nie. Obiecałem twojemu ojcu, że się tobą zajmę.
-Że co? Niby kiedy? I tak to ma wyglądać? Jakoś jak byłam w lochu to, to nie wyglądało na realizację jakiego zobowiązania, co do ojca.
-Teraz sobie przypomniałem.
Chciała splunąć mu w twarz, ale wpił się w jej usta. Mocniej przycisnął do ściany. Po policzku spłynęła jej łza. Próbowała się wyrwać. Powoli się od niej oderwał.
-Mamy tego samego mistrza, ale mnie udało się nabrać doświadczenia. Jesteś bezsilna. Pogódź się z tym.
Kartagina nie patrzyła mu w oczy. Stała nie ruszając się, puścił ją. Wykorzystała ten moment i pchnęła go pod przejeżdżający powóz. Młody kapitan stracił równowagę i poleciał prosto przed zbliżający się pojazd. Konie zdążyły się w porę zatrzymać, a kupiec, który podszedł do kapitana chwycił go i uderzył, chłopak stracił oddech. Kartagina rzuciła w niego nożem, ale nie trafiła. Ostrze wbiło się w jego dłoń. Kupiec odwrócił się.
-Należało mu się. –Powiedziała wyciągając nóż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)