środa, 14 sierpnia 2013

Kartagina part 2



Stary miał lat siedemdziesiąt cztery. Był zahartowany w boju i wiele walk stoczył, większość załogi znał jak byli jeszcze małymi chłopcami, teraz jednak wiernie mu służyli. W pewnym sensie, na statku wszyscy byli jak rodzina, jednak bez zobowiązań. Kapitan dzielnie walczył o to, by pomiędzy nimi nie wytworzyła się żadna więź emocjonalna. Jego doświadczenie było niemałe, wiele widział i wiele słyszał, a jeszcze więcej nauczyło go wszystko w życiu. Wiedział, co najłatwiej gubi człowieka, dlatego z czasem miał coraz większe wyrzuty sumienia. Bał się o córkę, która to dopiero świat miała przed sobą i mało znała życia. Teraz chciał powoli zniszczyć to, co uważał za jej słabość. Jednakże czas nie działał na jego korzyść.
***
Dziewczyna spała. Jej ciemne włosy były spięte w kucyk, a przenikliwe oczy zamknięte. Spała snem bez snów. Nigdy się jej nic nie śniło, czasami się zastanawiała jak to jest, gdy pod powiekami toczą się rozmaite historie. Jednak to było tylko czasem, bo sen traktowała tylko jako kilka chwil, podczas których nabiera się siły. Tej nocy nie miała warty, więc mogła spokojnie odpoczywać. Powolnie mijające minuty działały niemal kojąco. Leżała bez ruchu, jednak pomimo snu, jej ciało było w trybie ‘czuwania’.
Nagle szybko otworzyła oczy nie bardzo wiedząc dlaczego.
-Do abordażu!
Senność w mgnieniu oka się ulotniła i dziewczyna wyszła spod pokładu. Ostrożnie i uważnie rozejrzała się dookoła ciemnej mgławicy gęstej czerni. Wszędzie panowała cisza. Ale było stanowczo zbyt cicho. Starała się ignorować ciche łup, łup. Głośne bicie serca. Powoli wyciągnęła miecz z pochwy delikatnie gładząc jego rękojeść. Uniosła klingę i szybkim ruchem przeorała nią powietrze za swoimi plecami, a potem czyjąś szyję. Usłyszała jak głowa spada i turla się po podłodze, potem bezwładne ciało runęło na ziemię. Nie odwróciła się od razu. Wytężyła słuch, nic nie drgnęło. Zrobiła szybki obrót i wbiła ostrze srebrnego miecza w pierś przeciwnika. Nie zdążył nawet krzyknąć, gdy kopnęła go w krocze, wyciągnęła ostrze i zadała kolejny cios. Tym razem śmiertelny. Skupiła się i zamknęła oczy. Odskoczyła w bok przed nadchodzącym strzałem.
-To chyba nie panienka do towarzystwa!
Kilku barczystych mężczyzn ją otoczyło. Ich kilku i ona jedna. To nie było sprawiedliwe, ale cóż. To było życie, a w nim nie zawsze wszystko jest fair. Przetarła oczy wierzchem dłoni i zmrużyła. Zdezorientowana liczebnością przeciwnika stała bez ruchu, ale niedługo. Jej umysł plótł pajęczynę myśli. Wiatr nie wiał, okalała ją cisza i poczucie bezradności. Mężczyźni stali chwilę oczekując jej ruchu, ale gdy nie nastąpił, szybko zaczęli się zbliżać. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w przód. Uniosła klingę. Natarła na pierwszego, który był naprzeciw. Kopnęła w krocze, drugiego uderzyła pięścią w nos, kolejnego trafiła mieczem. Odsunęli się na krótki moment, ale wystarczająco długi żeby mogła między nimi przebiec. Jej pierwsza myśl nakazywała ucieczkę chociaż wiedziała, że nie ma dokąd uciec. Tkwiła na statku, który mierzył niezmierzone wody oceanu. Nagle ktoś naskoczył na nią od tyłu. Wykręcił mocno ręce do tyłu, upuściła miecz. Krzyknęła i zaczęła wierzgać, ale utknęła jak w imadle. Ktoś, nie wiedziała czy ten sam, ale przypuszczała, że nie, przytknął jej do nosa i ust wilgotną szmatę, nie mogła oddychać.
Po chwili opuściły ją siły i ciało stało się wiotkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)