Stary miał lat siedemdziesiąt cztery. Był zahartowany w
boju i wiele walk stoczył, większość załogi znał jak byli jeszcze małymi
chłopcami, teraz jednak wiernie mu służyli. W pewnym sensie, na statku wszyscy
byli jak rodzina, jednak bez zobowiązań. Kapitan dzielnie walczył o to, by
pomiędzy nimi nie wytworzyła się żadna więź emocjonalna. Jego doświadczenie
było niemałe, wiele widział i wiele słyszał, a jeszcze więcej nauczyło go
wszystko w życiu. Wiedział, co najłatwiej gubi człowieka, dlatego z czasem miał
coraz większe wyrzuty sumienia. Bał się o córkę, która to dopiero świat miała
przed sobą i mało znała życia. Teraz chciał powoli zniszczyć to, co uważał za
jej słabość. Jednakże czas nie działał na jego korzyść.
***
Dziewczyna spała. Jej ciemne włosy były spięte w kucyk,
a przenikliwe oczy zamknięte. Spała snem bez snów. Nigdy się jej nic nie śniło,
czasami się zastanawiała jak to jest, gdy pod powiekami toczą się rozmaite
historie. Jednak to było tylko czasem, bo sen traktowała tylko jako kilka
chwil, podczas których nabiera się siły. Tej nocy nie miała warty, więc mogła
spokojnie odpoczywać. Powolnie mijające minuty działały niemal kojąco. Leżała
bez ruchu, jednak pomimo snu, jej ciało było w trybie ‘czuwania’.
Nagle szybko otworzyła oczy nie bardzo wiedząc
dlaczego.
-Do abordażu!
Senność w mgnieniu oka się ulotniła i dziewczyna wyszła
spod pokładu. Ostrożnie i uważnie rozejrzała się dookoła ciemnej mgławicy
gęstej czerni. Wszędzie panowała cisza. Ale było stanowczo zbyt cicho. Starała
się ignorować ciche łup, łup. Głośne bicie serca. Powoli wyciągnęła miecz z
pochwy delikatnie gładząc jego rękojeść. Uniosła klingę i szybkim ruchem
przeorała nią powietrze za swoimi plecami, a potem czyjąś szyję. Usłyszała jak
głowa spada i turla się po podłodze, potem bezwładne ciało runęło na ziemię.
Nie odwróciła się od razu. Wytężyła słuch, nic nie drgnęło. Zrobiła szybki
obrót i wbiła ostrze srebrnego miecza w pierś przeciwnika. Nie zdążył nawet
krzyknąć, gdy kopnęła go w krocze, wyciągnęła ostrze i zadała kolejny cios. Tym
razem śmiertelny. Skupiła się i zamknęła oczy. Odskoczyła w bok przed
nadchodzącym strzałem.
-To chyba nie panienka do towarzystwa!
Kilku barczystych mężczyzn ją otoczyło. Ich kilku i ona
jedna. To nie było sprawiedliwe, ale cóż. To było życie, a w nim nie zawsze
wszystko jest fair. Przetarła oczy wierzchem dłoni i zmrużyła. Zdezorientowana
liczebnością przeciwnika stała bez ruchu, ale niedługo. Jej umysł plótł
pajęczynę myśli. Wiatr nie wiał, okalała ją cisza i poczucie bezradności.
Mężczyźni stali chwilę oczekując jej ruchu, ale gdy nie nastąpił, szybko
zaczęli się zbliżać. Dziewczyna zrobiła kilka kroków w przód. Uniosła klingę.
Natarła na pierwszego, który był naprzeciw. Kopnęła w krocze, drugiego uderzyła
pięścią w nos, kolejnego trafiła mieczem. Odsunęli się na krótki moment, ale
wystarczająco długi żeby mogła między nimi przebiec. Jej pierwsza myśl
nakazywała ucieczkę chociaż wiedziała, że nie ma dokąd uciec. Tkwiła na statku,
który mierzył niezmierzone wody oceanu. Nagle ktoś naskoczył na nią od tyłu.
Wykręcił mocno ręce do tyłu, upuściła miecz. Krzyknęła i zaczęła wierzgać, ale
utknęła jak w imadle. Ktoś, nie wiedziała czy ten sam, ale przypuszczała, że
nie, przytknął jej do nosa i ust wilgotną szmatę, nie mogła oddychać.
Po chwili opuściły ją siły i ciało stało się wiotkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)