poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Kartagina part 7



***
Czuła, że dłonie ma spuchnięte i związane liną na plecach. Jakiś mężczyzna ciągnął ją po ziemi, obok włóczono kogoś z workiem na głowie. Rozejrzała się. Zatrzymali się przed drzwiami niedużego domu.
Jak długo była nieprzytomna? Skoro zdążyli już dotrzeć do stałego lądu?
-Jerremy! Wyłaś stary drabie! Kapitan Deep przysłał ci rekompensatę za ostatnie! Chłopak i dziewczyna, jak chciałeś. –Mężczyzna, który ją trzymał otworzył drzwi, a z nich wyłonił się starzec w brązowej podniszczonej kamizelce z przekłutym nosem i wargą.
-Znakomicie. Pokaże wam, gdzie ich zostawić.
Wkroczyli do domu. Została brutalnie wrzucona do niewielkiej izdebki, człowiek z workiem na głowie też. Gospodarz odsłonił mu twarz, a brązowy wór rzucił w kąt, zanim zdążyła się obejrzeć wyciągnął nóż z jej buta. Odwróciła się i warknęła.
-Wyrzuć to ścierwo! Nie chcę siedzieć tu z tym gnojkiem! –Wrzasnęła do właściciela domu i rzuciła wściekłe spojrzenie. Widząc to uśmiechnął się złośliwie.
-Panowie zwiążcie ich tyłem do siebie i jesteśmy kwita.
-Chyba żartujesz?! –Kartagina zaczęła wierzgać, ale jeden z mężczyzn uderzył ją w twarz i pociągnął do młodego kapitana. Przywiązana do niego zaczęła krzyczeć, kląć i mówić, co przyszło jej do głowy, byle co najgorsze. Gospodarz pożegnał dwóch piratów i rzucił do niej ostatnie zdania.
-Możesz krzyczeć, ale zapewniam się cię, że nikt nie usłyszy, tylko biedny chłopak straci słuch. Oj, żywotna i zdechlak, przydacie się, wykorzystam was do cna, więc się szykujcie.
Potem wyszedł zostawiając ich samych.
-Jesteś dupkiem.
-Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
-Nienawidzę cię i mam nadzieję, że zadźga cię ktoś nożem.
-Miła jesteś.
-Wiem. Masz może jakiś nóż?
-Myślisz, że by mi zostawili?
-No tak, jaka szkoda. Będziesz musiał trochę poczekać na śmierć.
-Zabiłabyś mnie?
-Czemu nie? Nie raz to robiłam.
-I tylko dlatego?
-Nie. Zabiłeś mojego ojca. Wziąłeś mnie do niewoli. Z moralnych względów powinnam cię wyeliminować z gry.
-Moralnych? To chyba niemoralnego kogoś zabijać.
-Ale jesteś nic niewartą szują. Tylko ktoś bez serca może ot tak sobie zabić, ja mam powód, a ty nie jesteś człowiekiem, więc nie masz żadnej wartości.
-A ty możesz ot tak zabijać? Zabiłaś kilku moich bez mrugnięcia okiem.
-Broniłam się, a to co innego.
-Mogli mieć rodzinę. Zabiłaś dziecku tatusia.
-Nie mieli rodziny. Do załogi przeważnie werbuje się tych, którym wszystko jedno czy zginą czy nie. Nie mają co ze sobą zrobić to idą.
Oparła swoją głowę o głowę kapitana. Z całej siły naparła na niego swoim ciałem. W rezultacie w miarę wygodnie leżała.
-Wygodnie? –Zapytał z sarkazmem, który aż zwilżył powietrze.
-Jak najbardziej.
-Jesteś z siebie dumna?
-Co to za pytanie? Zamknij się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)