środa, 21 sierpnia 2013

Kartagina part 9



***
Nie mając wyraźnego celu przed sobą, postanowiła poczekać aż wóz kupca z kapitanem odjedzie. Będzie go ścigać, a potem zabije. Za ojca, by wypełnić pustkę. Musiała czymś zająć myśli. Chciała uknuć jak najciekawszy plan i zranić kapitana…
Nic nie miało wyraźnych rysów. Nie wiedziała kim jest i co będzie dalej, ale musiała pozwolić sobie na odkrycie siebie na nowo. Poznać wszystkie słabości i odnaleźć siłę.
Zębate koła powoli zaczynały się obracać, świat zaczynał się bronić. Wytarła zakrwawione ostrze o brudne spodnie i włożyła nóż za pasek.
Nadszedł czas ruszyć w pogoń.
***
Wygięła się w łuk prostując zbolałe kości. Patrzyła jak powóz się oddala. Była w centrum jakiegoś jak widać było, niewielkiego miasteczka. Wszędzie panował gwar i rozmowy. Ludzie stali za stoiskami z najróżniejszymi rzeczami. Ten najbliżej dziewczyny handlował sieciami, kolejny nożami do ryb, byli ustawieni tak w rzędzie. Ostatni, którego mogła dojrzeć sprzedawał delikatne i drogie tkaniny, a zaraz przed nim młody mężczyzna kamienie, korale i różnego typu biżuterię. Przy tych dwóch straganach stały same kobiety w bogatych sukniach i strojnie wyglądające. Kartagina westchnęła i zaczęła powoli stawiać kroki naprzeciw siebie. Podeszła do stoika z nożami, odór jaki się unosił był obrzydliwy. Musieli się znajdować niedaleko portu. Lepiej, po przeciwnej stronie ulicy siwy starzec krzyczał:
-Ryby! Świeże i wypatroszone! Tanio! Dzisiaj złowione!
Kupcy omijali go szerokim łukiem, a dziewczynie zrobiło się żal staruszka. Nie wyglądał na kogoś, kto ma co włożyć do garnka. Nagle podniósł się krzyk i padły strzały. Piraci. Kilku mężczyzn wywróciło stragan starca. Kobiety zaczęły piszczeć pomimo, że były daleko. Kartagina odwróciła się w kierunku tego całego zajścia, w sam raz by zobaczyć jak starzec pada nieżywy na ziemię. Dwóch mężczyzn chwyciło jego trupa. Wtedy jakiś bogaty wytwornie ubrany kupiec podszedł do nich.
-Panowie, rozejść się. –Stanął między nimi.
-Hej, paniusiu, wymywaj! –Mężczyzna z tatuażem na nadgarstku popchnął kupca, a ten przewrócił się na ziemię. –Wynocha!
Kartagina z przekąsem przestała na nich patrzeć i zwróciła się do człowieka od noży do ryb.
-Co chcesz za to cudeńko?
Podniosła długi nóż ze zdobioną rękojeścią. Była na niej wyryta postać krakena, który owijał się wokół. Ostrze błyszczało w słońcu. Dotknęła nim delikatnie swojego palca, powoli wypłynęła krew.
Był idealny. Bardzo ostry.
Handlarz się uśmiechnął pobłażliwie.
-A co mi możesz zaoferować? Nie stać cię na niego.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy i co ma przy sobie wartościowego na wymianę. Wyciągnęła nóż gospodarza i położyła na stragan.
-Jest nic nie warty. –Stwierdził handlarz.
Szukała po kieszeniach czegokolwiek. Niestety nie miała w nich niczego. Wtem sobie przypomniała, że w bucie ma złoty zegarek na srebrnym łańcuszku, ojca. Rodzinna pamiątka. Nie miała nic ponad to. Wyciągnęła go i otworzyła. Nie działał. Pokazała mężczyźnie.
-To nie żadna podróbka? Jesteś pewna, że jest ze szczerego złota i srebra? Jest stary.
-Tak, to rodzinna pamiątka. Przechodził z pokolenia na pokolenie.
-Nie będzie ci go żal?
-Nim nie dam rady się bronić. Potrzebuję dobrego noża, ale nie mam nic innego na wymianę.
-Piraci?
Skinęła głową.
-Bierz co twoje i nóż z krakenem. I uciekaj mi stąd.
-Dziękuję.
Kartagina włożyła zegarek do buta, nóż handlarza za pasek.
-A ten nóż?
-Jest tępy. Na nic mi się przyda. Naostrz albo wyrzuć.
Ruszyła dalej nie oglądając się w tył.
Potem dopiero rozejrzała się wkoło. Przy straganach było coraz mniej osób. Właściwie tylko kilka.
Podeszła od tyłu do mężczyzny, który wydawał się jej mieć sakwę pełzną pieniędzy. Szybko naskoczyła nań i przyłożyła ostrze do jego szyi nie bardzo wiedząc, gdzie ona jest, bo brodę miał po pas.
-Tniesz mnie, młoda damo. –Powiedział spokojnym stonowanym głosem. Warknęła i minimalnie odsunęła nóż. Ci, którzy jeszcze się gdzieś po straganach kręcili, w ogóle nie zwracali na nich uwagi.
-Gdzie masz pieniądze albo coś co ma jakąś wartość? –Szepnęła mu do ucha. Stał spokojnie. Podejrzanie spokojnie. Nie podobało jej się to.
-Skąd pewność, że coś w ogóle mam?
-Dawaj. Gdzie? W której kieszeni?!
Zdenerwowana lekko obsunęła nóż. Wykorzystał to. Wyślizgnął się i uderzył ją w pierś. Krzyknęła z bólu i rzuciła się na kupca. Robił sprytne i szybkie uniki, wyciągnął miecz i wycelował w nią.
-Na co liczysz, młoda damo?
Cała mokra od potu czuła jak sucho ma w ustach.
-Na kufel piwa, albo przynajmniej wodę. Na pieniądze i coś do jedzenia. Nie pamiętam kiedy miałam coś w ustach.
Kupiec posłał jej uśmiech i wyciągnął z kieszeni sakwę i rzucił doń. Kompletnie tego nie rozumiała. Złapała ją ostrożnie i otworzyła nie spuszczając oczu z mężczyzny. Było w niej wystarczająco dużo monet, żeby żyć jak król przez co najmniej półtora tygodnia.
-Dlaczego? –Spytała robiąc kilka powolnych kroków w tył. Kupiec schował miecz do pochwy, odwrócił się i zaczął uciekać.
Kartagina odwróciła się i zobaczyła za sobą kapitana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)