Wszystko w domu było poprzewracane, ale tak jak myślała
nikt nie pomyślałby przesunąć starą komodę z na pół spróchniałego drewna.
Przesunęła mebel i uklęknęła na ziemi obok, podważyła deskę podłogi i
wyciągnęła spod niej łupy, które się ostały przez lata nieruszane.
***
Dała jednemu z kupców z gildii płatnych zabójców małą
sztabkę złota. Musiała dać coś w zastaw, by ją przyjęli do stowarzyszenia.
Postanowiła pracować jakiś czas, tylko do chwili dorobienia się jakiś zysków,
które wystarczyłyby na jakiś dłuższy etap życia.
Nie było trudno ich znaleźć, wcześniej z pozoru nie
widziała żadnych z gildii. Kupcy, który napotykała nie należeli do tych ze
stonowanymi i spokojnymi spojrzeniami. Wcześniej nie spotykała tych, którzy
gotowi by byli zabić dla marnej srebrnej monety.
Dostała pierwsze zadanie, które stało się przeszkodą,
której nie przeskoczyła.
Na pierwszy ogień miał iść mały chłopiec z pobliskiej
wioski. Osierocony miał zostać wyeliminowany, bo pomimo wieku wiedział za dużo.
Stała nad nim nie mogąc się zdobyć na wyciągnięcia miecza z pochwy i
oddzielenia głowy od reszty ciała.
Nie zrobiła tego.
Nie zabiła.
Nie zapłacili jej. Źle obstawiła myśląc, że płatni
zabójcy są najprostszym zarobkiem.
Stał nad nią przewodniczący i założyciel
stowarzyszenia, gdy poczuła na szyi znajomy oddech.
-Aresztuję ją w imieniu króla.
Przez chwilę jej umysł zmąciła tylko myśl, czy słuch
nie okazał się błędny w przekazaniu informacji z zewnątrz.
Młody kapitan wyciągnął zza koszuli pergamin z
czerwoną, może bordową pieczęcią. Kartagina otworzyła usta i szerzej oczy ze
zdziwieniem.
Chyba sobie
żartujesz?
Mówiło jej spojrzenie.
-Po was przyjdę później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)