piątek, 30 sierpnia 2013

Kartagina part 18



Wszystko w domu było poprzewracane, ale tak jak myślała nikt nie pomyślałby przesunąć starą komodę z na pół spróchniałego drewna. Przesunęła mebel i uklęknęła na ziemi obok, podważyła deskę podłogi i wyciągnęła spod niej łupy, które się ostały przez lata nieruszane.
***
Dała jednemu z kupców z gildii płatnych zabójców małą sztabkę złota. Musiała dać coś w zastaw, by ją przyjęli do stowarzyszenia. Postanowiła pracować jakiś czas, tylko do chwili dorobienia się jakiś zysków, które wystarczyłyby na jakiś dłuższy etap życia.
Nie było trudno ich znaleźć, wcześniej z pozoru nie widziała żadnych z gildii. Kupcy, który napotykała nie należeli do tych ze stonowanymi i spokojnymi spojrzeniami. Wcześniej nie spotykała tych, którzy gotowi by byli zabić dla marnej srebrnej monety.
Dostała pierwsze zadanie, które stało się przeszkodą, której nie przeskoczyła.
Na pierwszy ogień miał iść mały chłopiec z pobliskiej wioski. Osierocony miał zostać wyeliminowany, bo pomimo wieku wiedział za dużo. Stała nad nim nie mogąc się zdobyć na wyciągnięcia miecza z pochwy i oddzielenia głowy od reszty ciała.
Nie zrobiła tego.
Nie zabiła.       
Nie zapłacili jej. Źle obstawiła myśląc, że płatni zabójcy są najprostszym zarobkiem.
Stał nad nią przewodniczący i założyciel stowarzyszenia, gdy poczuła na szyi znajomy oddech.
-Aresztuję ją w imieniu króla.
Przez chwilę jej umysł zmąciła tylko myśl, czy słuch nie okazał się błędny w przekazaniu informacji z zewnątrz.
Młody kapitan wyciągnął zza koszuli pergamin z czerwoną, może bordową pieczęcią. Kartagina otworzyła usta i szerzej oczy ze zdziwieniem.
Chyba sobie żartujesz?
Mówiło jej spojrzenie.
-Po was przyjdę później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)