sobota, 17 sierpnia 2013

Kartagina part 5



***
Wściekła i zamyślona szorowała górny pokład. Nie miała na to najmniejszej chęci jednak w pewnym sensie czuła ulgę. Przebywała na statku wroga już ładnych kilka dni i jak na razie nie było najgorzej. Wcześniej cały czas siedziała w lochu ze swoimi myślami, czasami udało jej się wymienić kilka słów z Creppem, ale nic ponad to.
Lemingo przyniósł im jedzenie poprzedniego dnia wieczorem. Słońce prażyło niemiłosiernie, a wody nie miała w ustach od zbyt długiego czasu, drapało ją w gardle.
Kartagina zastanawiała się jak dalej będzie wyglądać jej życie. Wcześniej przynajmniej miała przejąć tytuł kapitana i sama dalej dowodzić. Nie byłoby to takie trudne znowu, jak się wydawało, co prawda nieco nudne i melancholijne, ale lepsze. Wszystko polegałoby tylko na pływaniu po morzach, oceanach, napadaniu statków, czasem by przybijali do jakiegoś portu. Musiała zmienić tor myślenia i nastawić się na inną przyszłość. Jako jeniec nie mogła sobie wróżyć wielkiej kariery. Istniała opcja ucieczki, jednak teraz niemożliwa. Należało czekać aż kapitan podejmie decyzję o chwilowym powrocie na suchy skrawek ziemi. Ale się na to nie zanosiło.
-Ominęłaś. –Głos zaśmiał się irytująco. Odwróciła się mając ochotę rzucić czymś w kapitana, ale w porę sobie przypomniała, co jej mówił poprzednio. Posłusznie szorowała rzekomo ominięty fragment podłogi. –Nawet na mnie nie spojrzysz? Spokorniałaś w tych lochach.
Odwróciła się i podniosła głowę. Był dzień, więc było i jasno. Teraz dopiero mogła zobaczyć jak wygląda kapitan. Był barczystym mężczyzną ( jak i cała jego załoga), pokołtunione włosy, które kilka dni wcześniej wydały się jej czarne lub brązowe, okazały się być po prostu brudne. Pomimo tego, że słońce trochę oślepiało, mogła dojrzeć delikatny zarost na jego brodzie. Patrzył na nią oczekując jakiejś reakcji. Po chwili przeczesał dłonią blond włosy, niesforne kosmki zdawały się nie przepuszczać światła. Wyglądał na około dwadzieścia osiem lat, ale zarost, mimo iż nieduży, postarzał go.
-Dzisiaj w nocy sam po ciebie przyjdę. –Powiedział, odwrócił się i odszedł.
Ręce ją zaczynały boleć, czuła, że męczy ją każdy ruch. Nie była przyzwyczajona do takiego typu zajęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)