***
Wściekła i zamyślona szorowała górny pokład. Nie miała
na to najmniejszej chęci jednak w pewnym sensie czuła ulgę. Przebywała na
statku wroga już ładnych kilka dni i jak na razie nie było najgorzej. Wcześniej
cały czas siedziała w lochu ze swoimi myślami, czasami udało jej się wymienić
kilka słów z Creppem, ale nic ponad to.
Lemingo przyniósł im jedzenie poprzedniego dnia
wieczorem. Słońce prażyło niemiłosiernie, a wody nie miała w ustach od zbyt
długiego czasu, drapało ją w gardle.
Kartagina zastanawiała się jak dalej będzie wyglądać
jej życie. Wcześniej przynajmniej miała przejąć tytuł kapitana i sama dalej
dowodzić. Nie byłoby to takie trudne znowu, jak się wydawało, co prawda nieco
nudne i melancholijne, ale lepsze. Wszystko polegałoby tylko na pływaniu po
morzach, oceanach, napadaniu statków, czasem by przybijali do jakiegoś portu.
Musiała zmienić tor myślenia i nastawić się na inną przyszłość. Jako jeniec nie
mogła sobie wróżyć wielkiej kariery. Istniała opcja ucieczki, jednak teraz
niemożliwa. Należało czekać aż kapitan podejmie decyzję o chwilowym powrocie na
suchy skrawek ziemi. Ale się na to nie zanosiło.
-Ominęłaś. –Głos zaśmiał się irytująco. Odwróciła się
mając ochotę rzucić czymś w kapitana, ale w porę sobie przypomniała, co jej
mówił poprzednio. Posłusznie szorowała rzekomo ominięty fragment podłogi.
–Nawet na mnie nie spojrzysz? Spokorniałaś w tych lochach.
Odwróciła się i podniosła głowę. Był dzień, więc było i
jasno. Teraz dopiero mogła zobaczyć jak wygląda kapitan. Był barczystym
mężczyzną ( jak i cała jego załoga), pokołtunione włosy, które kilka dni
wcześniej wydały się jej czarne lub brązowe, okazały się być po prostu brudne.
Pomimo tego, że słońce trochę oślepiało, mogła dojrzeć delikatny zarost na jego
brodzie. Patrzył na nią oczekując jakiejś reakcji. Po chwili przeczesał dłonią
blond włosy, niesforne kosmki zdawały się nie przepuszczać światła. Wyglądał na
około dwadzieścia osiem lat, ale zarost, mimo iż nieduży, postarzał go.
-Dzisiaj w nocy sam po ciebie przyjdę. –Powiedział,
odwrócił się i odszedł.
Ręce ją zaczynały boleć, czuła, że męczy ją każdy ruch.
Nie była przyzwyczajona do takiego typu zajęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)