***
-Co my tu mamy? –Kapitan stał nad nią. Przetrząsał kieszenie
jej spodni szukając czegoś ciekawego. Nie ruszała się nawet, bo i po co?
-Prawa kieszeń, dwie małe sztabki, złota zapewne. Omm
jakiś, dam głowę nóż w metalowej pochwie, rzeźbiony. Mm, pewnie ma niemałą wartość.
Lewa kieszeń, ech tylko jakieś łańcuszki, ale za biżuterię też dają.
-To prawda? Pójdę na szafot?
-Nie.
-Nie? Mówiłeś to z takim przejęciem, że uwierzyłam. Oni
też.
-To nawet nie jest prawdziwy wosk. Nie ma żadnej
pieczęci. Nie ma rozkazu. Gdyby mieli cię ściąć na zamkowym dziedzińcu,
pierwsze poszedłbym ja.
-Więc po co wróciłeś?
-Nie wiem. Wpakowałaś się w nawet nie wiesz jakie
kłopoty, zadarłaś ze złą gildią zabójców. Najgorszą z możliwych. Z gildią mojej
matki i jej kochanka.
-To powód by wrócić?
Wtedy usłyszała dźwięk swojego błędu.
Coś zatrzasnęło się na jej lewym nadgarstku. Wyciągnęła
rękę z kieszeni. Wtedy odgłos się powtórzył. Leniwie popatrzyła na źródło
dźwięku i wykrzywiła twarz w grymasie porażki.
Może życie polegało na samodzielnym sobie go
zorganizowaniu. Może trzeba było wziąć świat we własne ręce i ułożyć wszystko
tak, by było wygodnie.
Postanowiła spróbować zrobić tak, by kolejne
wydarzenia, jakiekolwiek będą, stały się miłym doświadczeniem.
Nawet się uśmiechnęła patrząc za lekko zardzewiałe
kajdanki, na swojej lewej ręce i prawej kapitana.
Trochę trudno na początku będzie, ale jakoś się ułoży.
Minimalnie jeszcze zatęskni, ale w końcu się pogodzi.
-Chyba też nie mam w życiu celu i sensu. –Szepnął. –Jak
ty. Nie masz domu, ja też. Straciłaś ojca, ja załogę.
-Nie jesteśmy nic sobie winni. Możemy się po prostu
rozejść.
-Ale nie musimy.
-Jaki w tym sens, kapitanie?
-Żadnego, dlatego powinniśmy spróbować.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pisz, śmiało, śmiało, wszystko czytam :)